piątek, 21 października 2016

Resurrection. - 2.

Witam. :) Oto kolejny rozdział, następny ukaże się pewnie w niedzielę. :) Zapraszam.

***


- Młody już śpi? - Darek zapytał jak tylko weszłam wieczorem po jedenastej do naszej sypialni w szlafroku. Wrócił z pracy i od razu zmęczony poszedł pod prysznic a potem do łóżka.
- Chyba nie, światło się świeci, chyba coś jeszcze robi. - odpowiedziałam wchodząc do łóżka, a potem ściągając z siebie szlafrok.
- Zamknęłaś drzwi? - zapytał przysuwając się do mnie blisko. Spojrzałam na niego lekko zezując. Niby taki zmęczony... a nagle czegoś mu się zachciewa? Jakoś nie miałam na to ochoty.
- Tak. - odpowiedziałam obserwując go cały czas. Uśmiechnął się po czym pocałował delikatnie moje odsłonięte ramię.
- Może weźmiemy sobie kilka dni wolnego, co? - zapytał nagle obejmując mnie w pasie. - Wyjedziemy na taki mały urlop. Mateusz jest dorosły, poradzi sobie w domu, a my trochę odpoczniemy, co? Pobędziemy tylko we dwoje, ty i ja. Co ty na to? - gładził lekko moje podbrzusze zahaczając od czasu do czasu o niższe partie ciała. Zerkałam wciąż na niego. Co mu się raptem przypomniało?
- Co tak nagle?
- Pomyślałem po prostu, że ostatnio więcej się kłócimy niż rozmawiamy... - taa, ostatnio... - Może powinniśmy spędzić razem trochę czasu. Ja zapomnę o pracy na ten czas. Która też mnie momentami dodatkowo wkurwia. - uśmiechnął się i cmoknął lekko moje usta.
- Dobrze, czemu nie? - powiedziałam w końcu. Skoro tak bardzo chce, to proszę bardzo. - A teraz dobranoc. - pocałowałam go lekko w policzek i położyłam się okrywając po samą szyję kołdrą. Patrzył na mnie przez jakiś czas z głupią miną. Potem pochylił się.
- Jak już pojedziemy... To nie myśl, że pozwolę ci tak po prostu spać. - otworzyłam szerzej oczy spoglądając na niego.
- Mam się bać? - wyszczerzył się.
- Nie, czemu od razu bać? - zaśmiał się. - Tylko cię uprzedzam. Zabierz ze soba te majteczki, które tak mi się podobają. - przewróciłam oczami.
- A to dziwne, naprawdę... - mruknęłam.
- Co takiego?
- Chcesz mnie oglądać w stringach, które podarował mi mój pierwszy mąż? - uwielbiałam go drażnić. Westchnął przewracając oczami, a potem pochylił się znów nade mną.
- Nie ważne, od kogo, ważne, że wyglądasz w nich tak, że można zwariować. Dawno cię takiej nie widziałem.
- Mam czterdzieści dwa lata, człowieku, co ty myślisz, że na co dzień będe paradować w czymś takim? - zaśmiał się znów.
- No i co z tego, że masz czterdzieści dwa lata? Jesteś piękna.
- Tak, ale jestem też matką i żoną. To wymaga pewnej ogłady.
- Ja nie mówie, że masz latać w tym tutaj po domu. - stwierdził parskając śmiechem i kładąc się wygodnie obok mnie. - Mówię, że chciałbym, żebyś zabrała je ze sobą na wyjazd. - wyzezowałam na niego z boku.
- Zastanowię się. - mruknęłam po czym odwróciłam się do niego tyłkiem.
No proszę, każda wzmianka o Michaelu drażni go jak płachta byka, ale gacie od niego już nie? Świnia.
W sumie to wciąż sama nie wiedziałam po jaką cholere z tym człowiekiem jestem. Nie był zły. Troszczył się i o mnie i o Mateusza, choć z nim za Chiny nie umiał się dogadać. Ale starał się jak mógł. Nie mogłam na niego narzekać. Nie musiał chodzić do pracy, ale chodził, chciał chyba przynajmniej w jakiś sposób dać dobry przykład mojemu dzieciakowi. To, że ten dzieciak miał to w dupie to już inna sprawa.
W sumie też do dziś nie wiedziałam, czemu Mateusz tak go nie lubi. Nic mu nie zrobił złego odkąd się znają. No ale tak widocznie musi być.
Jak moge się zastanawiać nad postępowaniem innych ludzi, skoro nie rozumiałam swojego własnego. Wyszłam za faceta do którego od dawna już nic nie czułam, ani trochę. Pewnie nie jedna kobieta tak robi, ale... Ja nie miałam kochanków na boku. Nie chodziłam z nim często do łóżka, nie potrzebowałam tego. Tak sobie mówiłam. A prawda była taka, że bardzo potrzebowałam. Różnych rzeczy. Dotyku, pocałunków, zwykłego przytulenia... ale nie od niego. A mężczyzny, od którego chciałabym tego wszystkiego od dwudziestu lat już nie było. Mogłam tylko wracać pamięcią do wspomnień, ale one już dawno przestały mi wystarczać.
Wiedziałam natomiast, że Darek kocha mnie. Pokazywał mi to każdego dnia. Być może wyczuwał, że z mojej strony nie ma w stosunku do niego niczego gorejącego ogniem... ale mimo wszystko starał się, bym była szczęśliwa. Po co nadmieniać, że żadne wysiłki tutaj nic nie zdziałają...
Musiałam nauczyć się żyć obok tego wszystkiego. Obok miłości, obok Michaela, obok wszystkiego. Skupiłam się na domu, rodzinie, dziecku, które mimo, że miało już dziewiętnaście lat i tak mnie potrzebowało. Mógł sobie gadać 'mamo, jestem już dorosły', ale jak coś sie działo, przylatywał od razu do mnie z zapytaniem. Niczego nigdy nie zrobił wcześniej, dopóki mnie nie zapytał. Zwłaszcza jeśli chodziło o coś poważnego.
Byłam z niego bardzo dumna. Mimo, że wychowywał się bez ojca, a ojczyma nie znosił wyrósł na dobrego faceta. O cokolwiek by nie chodziło, to przede wszystkim zawsze mu wpajałam, by nie wywyższał się ponad kogoś tylko dla tego, że jego ojcem jest Król Popu. Zawsze mu mówiłam, że Michael nie chciał był postrzegany jako bóg, chociaż był, ale nic na to nie mógł poradzić. I chyba udało mi się mu to wpoić, bo istotnie nigdy nie słyszałam, żeby mówił do kogoś coś w stylu, że ktoś mu nie dorasta do pięt bo to, bo tamto.
Ale był taki jeden w szkole osobnik, który go wybitnie irytował, mówił mi o tym nie raz. Ile razy by go gdzieś na korytarzu nie spotkał, zawsze musiał go zaczepić i walnąć coś na temat jego ojca i jego. Aż mu ktoregoś razu powiedział... Że najwidoczniej mu zazdrości.
Zaczepki się nie skończyły, ale były teraz rzadsze. Śmiać mi się trochę z tego chciało. Ten dzieciak chyba nie miał wszystkich w domu. Albo po prostu miał kompleksy co jest o wiele bardziej prawdopodobne.
Następnego dnia jak zwykle. Młody wstał rano do szkoły, wyszykował się i poszedł. Darek o piątej leciał już do pracy. A jak jak zwykle nie zapomniałam o swoim codziennym porannym rytuale na dachu...
W ciągu dnia raczej nie chciałam o tym myśleć. Starałam się nie myśleć o niczym co ma jakiś związek z Michaelem. Było to raczej trudne, bo tak naprawdę wszystko czego się dotknęło miało z nim jakiś związek. Burdel w pokoju syna, który był też JEGO synem. Krzywa gęba Darka, kiedy patrzył na Mateusza. Telewizja i jakieś wzmianki, wspominki o NIM. I nawet ja sama. Więc... było to raczej niemożliwe, ale i tak próbowałam się od tego odciąć.
Nie wiedziałam, że można kochać kogoś tak bardzo, że nawet tyle lat po jego śmierci to uczucie nie słabnie. Opancerzyłam je w coś, jakiś kokon by móc normalnie funkcjonować każdego dnia. Ale mimo tego, że próbowałam się od tego odseperować i tak każdego dnia o nim myślałam, nawet nie świadomie. Nie dało się nie myśleć. Był miłością mojego życia, nie może być inaczej skoro nawet dziś tęskniłam i w głębi duszy wciąz po nim rozpaczałam. Tylko nie było już tego widać na zewnątrz.
Darek unikał jego tematu jak mógł, chyba właśnie przez wzgląd na mnie, ale bardzo często mu się to nie udawało. Zawsze kiedy miał jakiś zgrzyt z Mateuszem... a było to bardzo często... zawsze musiał zaczepić jego ojca. O byle co dosłownie, zawsze musiał po prostu czymś przysrać. To chyba było od niego silniejsze.
Nie wiedział też o moim wychodzeniu na dach przed świtem, każdego dnia. Czy to lato czy to zima, ja zawsze byłam tam o tej samej porze, gdziekolwiek się nie znajdowałam, nawet jak mieszkałam z synem w Australii, wychodziłam do ogrodu przed dom, siadałam w ogrodowym fotelu i... tak samo. To nigdy za wiele się nie zmieniło. Rodzice wiedzieli. Kiedyś ojciec mnie przyłapał zaraz po przeprowadzce, jak jeszcze mieszkałam u nich z małym zanim kupiłam to mieszkanie... Wtedy płakałam po raz pierwszy od kilku lat, odkąd urodził się mój synek. Wiedziałam, że w moim życiu pewnie będzie jeszcze wiele takich sytuacji. Nikt mi go nie zastąpi. Za kogo bym nie wychodziła za mąż... nigdy nie będę tak naprawdę szczęśliwa. Może i byłoby mi dobrze też z kimś innym. Ale to tak naprawdę żadna róznica. Bo nikogo tak nie pokocham.
Z tego co wiedziałam to młody miał mieć dzisiaj trzy sprawdziany. Poszedł do technikum, był w drugiej klasie. Ciekawa byłam czy czegokolwiek się nauczył. Nie sprawdzałam go. Stwierdziłam, że najlepsza nauka to uczyć się na własnych błędach. Jak jednego roku w gimnazjum przyładował przed końcem trzy pały z jakichś przedmiotów i ledwo się z tego wykaraskał, od razu w technikum od samego początku zaczął systematycznie wszystko robić. I dobrze. Znałam swoje dziecko i wiedziałam, że jest na tyle mądry, że sam wyciąga ze wszystkiego wnioski, niczego nie trzeba podawać mu na tacy. Inne bachory za to zawsze wiedziały wszystko lepiej.
Ale oprócz tego gdzies koło szkoły miał się dzisiaj odbywać jakiś festyn? Jakkolwiek to nazwać, ale z tego co słyszałam mieli tam iść z klasą zobaczyć co będzie ciekawego. Syn Iwy, Fabian, podobno był bardzo zadowolony z gofrów za friko. No tak, byle napchać bębny. Kiedy mi o tym opowiedziała, kiedy ostatnio się widziałyśmy, myślałam, że obie zerwiemy boki. Pod tym względem Mateusz niczym się nie róznił. Identyko.
Michael też taki był?
I właśnie... Bardzo często, kiedy o czymś myślałam, a miało to coś wspólnego z moim dzieckiem, od razu porównywałam go z ojcem. Szukałam jakichś podobieństw w zachowaniu... Było je widać gołym okiem, ale i tak szukałam może jakichś dodatkowych. Po prostu nie mogłam o NIM nie myśleć. Snił mi się czasami w nocy... Mówił coś do mnie, ale nigdy nie mogłam zrozumiec co. A potem nie zastanawiałam się nawet nad tym. Żyłam dalej, bo inaczej się nie dało.
Ledwie skończyłam gotować obiad, młody wpadł do domu.
- Cześć, mamo! - zawołał z korytarza i poleciał od razu do swojego pokoju. Usłyszalam jak rzuca swoją torbę gdzieś w kąt, jak zwykle i chwile potem był już u mnie w kuchni. - Ładnie pachnie. Co to? - wetknął nos do gara. Parsknęłam śmiechem.
- Pieczeń w piekarniku, wyjmij tak w ogóle. - rzuciłam wskazując brodą na tamto miejsce. Odłożył pokrywkę na garnek z sosem i wyciągnął półmisek kładąc go na drewnianej stolnicy. Oczywiście zapomniał, że w piekarniku panuje wysoka temperatura i poparzył sobie paluchy. - Uch ty... - pokręciłam tylko głową patrząc na niego. Oblał je sobie zimną wodą, wytarł w spodnie i stwierdził, że już go nie boli. - Ale portki za chwile będa do prania!
- To tylko woda. A gdzie ten idiota? - przewróciłam oczami po raz miliardowy. Za każdym razem jeśli pytał się o Darka, dodawał ten przesłodki epitet.
- Jeszcze w pracy. Mógłbyś w końcu...
- Nie, nie mógłbym, dobrze wiesz, że nie znosze dziada za samo jego istnienie, nie wymagaj ode mnie, żebym został jego przyjacielem. - wyrzucił z  siebie na jednym wydechu. Zawsze się denerwował, od razu, jak tylko o nim wspominał.
- No już dobrze, dobrze. - prychnęłam pod nosem patrząc na niego. Za chwilę podszedł do mnie i przytulił się. Uśmiechnęłam się lekko i poczochrałam go po włosach. - Siadaj. - mruknęłam po czym rozsiadł się przy stole. Wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął drukować. - Dopiero co widziałeś się ze znajomymi i już?
- Daj spokój, nic mi nie mów. - westchnął takim tonem jakby co najmniej doszło do jakiejś globalnej katastrofy.
- Co się stało? - zaciekawiło mnie to. Usiadłam na miejscu obok i przyjrzałam mu się. Popatrzył na mnie zastanawiając się czy powiedzieć czy nie. Ale w końcu chyba się namyślił.
- Dzisiaj był ten festyn. Poszliśmy całą grupą zobaczyć co tam jest fajnego. - powiedział na początek.
- No wiem. I co? Najadłes się gofrów? - skrzywił się.
- Daj spokój, mama. - machnął ręką. - Nie mam nawet szczególnego pojęcia z jakiej to okazji było, ale wyciągali ludzi z tłumu na scenę, żeby coś zaśpiewali. To chyba było dla tych z Centrum Zdrowia Dziecka, wiesz... Niepełnosprawni, chorzy i tak dalej... - pokiwałam głową. - No. Jakiś czubek dojrzał mnie w tłumie i też na siłę wyciągnął. - otworzyłam szerzej oczy.
- I co, zaśpiewałeś? - od razu zaczęłam się szczerzyć. Spojrzał na mnie spode łba.
- Próbowałem się wymigać bólem gardła, ale się nie udało. Coś tam zaśpiewałem... A potem się ulotniłem z powrotem do szkoły. Większość klas tam poszła, więc miałem względny spokój. - chyba domyślałam się o co chodzi.
- I...
- I teraz połowa dziewczyn w szkole do mnie wypisuje. Ja w ogóle nie wiem skąd one wszystkie wytrzasnęły mój numer telefonu! Nie wiem, ktoś etatowo go rozdaje za złoty pięćdziesiąt czy co?! - ale bulwers, zaśmiałam się.
- Działalność kreatywna, co chcesz!
- Mama!
- Powinieneś się raczej cieszyć. Co nie?
- Jasne. - burknął a ja wstałam i podeszłam do gara z ziemniakami.
- Może jakaś ci się spodoba. Co? Nie ma żadnej ciekawej?
- Jest jedna ciekawa. - mruknął.
- No i? Pisze do ciebie.
- Jako jedyna nie. I właśnie dlatego jest taka ciekawa. - powiedział odkręcając głowe tak by mógł na mnie spojrzeć. Roześmiałam się cicho.
- No widzisz. To masz co robić.
- W ogóle nie wykazuje zainteresowania... Chodzi z nami do klasy, jest raczej cicha i stoi zawsze na uboczu. Jak widzi jak się do mnie jakaś wdzięczy, patrzy na nią jak na wariatkę. I ma rację. Połowa klasy klei się do mnie tylko przez to jak wyglądam. - powiedział wymownym tonem.
- No ludzie już tacy są. Twój ojciec nie miał inaczej. Możesz pooglądać w internecie jak jedna wpadła mu na scene...
- Widziałem. Myślałem, że go tam normalnie zaraz zeżre. Ale uratował się na szczęście. - stwierdził znów biorąc telefon do ręki. - Znowu ta. Chyba czas zmienić numer. - pokręciłam głowa z uśmiechem.
Chwilę później do domu wrócił Darek. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek na powitanie.
- Głodny? - zapytałam.
- Bardzo. Cześć, młody.
- Cześć. - odpowiedział nawet na niego nie patrząc. No, to już coś.
- Podobno śpiewałeś.
- A ty skąd wiesz? - zapytał burkliwie.
- Córka kumpla z pracy zadzwoniła do niego cała zwariowana...
- Wspaniale.
Postawiłam wszystko na stole i usiadłam.
- Tylko mi się tu nie kłócić znowu. - powiedziałam już zawczasu.
- A czy ktoś sie ma zamiar kłócić? - Darek odezwał się uśmiechając się lekko do mnie po czym spojrzał na młodego. - Co nie? - ten tylko prychnął. Wiedziałam, że zaraz znowu się zacznie. - Odłóż ten telefon, obiad jest. - rzucił znów. Mateusz nawet na niego nie spojrzał. - Mówie do ciebie, chłopcze!
- To se mów. - odpowiedział nawet nie podnosząc wzroku. Przeżuwałam pojedynczy kęs zastanawiając się ile jeszcze to będzie trwać.
- Ty naprawde masz tu za wygodnie, matce w domu byś chociaż pomógł! Nie tylko z nosem w telefonie albo komputerze! Teraz też! Nawet przy żarciu!
- Darek, przed chwilą przyszedł, przestań. - powiedziałam cicho.
- Przed chwilą to ja przyszedłem! - przymknęłam oczy. - A on ile tu siedział?! Nierób śmierdzący! - Mateusz tylko przewrócił lekceważąco oczami i wsadził sobie słuchawki w uszy. Na to mój mężulek prawie sie zapalił.
Wyciągnął mu te słuchawki własnoręcznie, i szturchnął lekko na co chłopak wybałuszył na niego oczu. Wiedziałam, że jak zawsze znów będzie awantura. I się nie pomyliłam. Po chwili już na siebie wrzeszczeli. Nie miałam już ochoty tego znosić.
- Dosyć tego, do jasnej cholery! - wydarłam się trzaskając rękami w stół, aż za trzęsło. Spojrzeli na mnie obaj zaskoczeni szeroko otwartymi oczami. - Mam dosyć tego waszego pieprzenia, jak nie potraficie przez pół godziny wysiedzieć w spokoju przy jednym stole to prosze bardzo! Mateusz, zabieraj talerz i wynocha do siebie, a ty to samo, wypierdalaj do pokoju! - nawet nie pisnęli. Z tym, że chłopak z chęcia zabrał się z kuchni z jedzeniem, ale Darek pozostał na miejscu.
Zaczęłam znów jeść, a raczej wściekle dziobać w zawartości jedzenia. Już nie raz w ten sposób przerywałam im te radosne przedstawienia. Zastanawiałam się tylko ile z tego wszystkiego słyszą sąsiedzi.
Nie minęło piętnaście minut a synek już był z powrotem. Zostawił talerz w zlewie.
- Tylko spróbuj chociaż pisnąc. - wycedziłam do Darka wygrażając mu pięścią. Nic nie powiedział. I dobrze. Mateusz spojrzał na mnie lekko nie pewnie. Wiedział, że rzadko miewam takie wybuchy, więc naprawdę musiałam się wkurzyć.
- Em... mamuś? - mruknął. - Idę z kumplem do kina.
- Idź. - Darek już podnosił głowę ale wystarczyło mu jedno moje spojrzenie znad talerza z zarciem. Wstalam, podeszłam do szafki w kuchni, która była połączona z salonem i wyciągnęłam z niej banknot. - Tyle wystarczy?
- Dziękuję. - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
- No taaak, wszystko pod nosek księcia! - no musiał się odezwać, po prostu musiał, myślałam, że para mi pójdzie uszami. - Zacząłbyś na siebie sam zarabiać, chłopcze! - kurwa wasza jebana mać, pomyślałam. Już chciałam coś powiedzieć, ale uprzedził mnie mój synek.
Podszedł do Darka i pochylił się lekko w jego stronę z uśmiechem na twarzy. Wskazał na niego paluchem.
- Ja w tym momencie posiadam więcej niż ty dorobiłeś się przez te wszystkie lata swojej ciężkiej pracy. - wyprostował się i spojrzał na mnie. - Nie wróce późno. - dodał i poszedł.
No. To teraz moja kolej, pomyślałam.
Pozbierałam talerze ze stołu nie patrząc na to, że on jeszcze jadł. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Skoro jesteś taki szybki do otwierania gęby, żreć nie musisz. Widocznie głodny nie byłeś, najadłeś się do syta wylewając swój jad na mojego syna. - lepiej niech nic nie mówi, pomyślałam znów... bo to się może dzisiaj dla niego wyjątkowo źle skończyć.
Ale o dziwo, rzeczywiśćie nic nie powiedział.
Jak ja miałam zachować spokój w takiej atmosferze? No nie dało się po prostu! Nie dało się! I Darek chyba wyczuwał moją wściekliznę, bo nie odezwał się do samego wieczora. Z resztą wystarczyło na mnie tylko spojrzeć. Nic nie trzeba było dodawać.
Ale mijały godziny, jedna, druga... Usiadłam w końcu z cichym westchnieniem obok niego w salonie na sofie. Akurat leciał jakiś program w tv, jak dla mnie mało atrakcyjny ale niczego lepszego nie było. Spojrzał na mnie lekko z ukosa jakby się zastanawiał czy wolno mu się ruszyć, ale po chwili chyba doszedł do wniosku, że jednak go za to nie zabiję, bo objął mnie ramieniem i przysunął do siebie lekko tuląc. Oparłam głowę na jego ramieniu. Siedzieliśmy tak jakiś czas.
Nagle zdałam sobie sprawę, że jest już dość późno. Spojrzałam na zegarek, godzina dwudziesta dziewiętnasta. Film chyba powinien się już skończyć, co?
- Co się stało? - Darek od razu zauważył, że coś jest ze mną nie tak. Byłam matką, posiadałam szósty zmysł, po prostu czułam, że... chyba coś się dzieje.
- Nic... - mruknęłam próbując się nieco uspokoić. Ale nie wiele mi to dało. Serce waliło mi w piersi.
- Dona... - teraz zaniepokoił się na poważnie.
- Mateusz już dawno powinien być w domu. - powiedziałam w końcu. Popatrzył na mnie przez chwilę.
- Jest dopiero siódma, pewnie poszedł z kumplami na piwo czy coś tam. Nie martw się, to dorosły facet, nic mu się nie stanie.
- Wiem, wiem... ale mam takie dziwne uczucie... - znałam to uczucie. Nie raz przez te dwadzieścia lat jak go wychowywałam miewałam takie sensacje i zawsze potem okazywało się, że coś sobie zrobił. Nic poważnego, ale jednak. Teraz czułam to samo.
- Uspokój się, bo zaraz odlecisz. Kochanie... - przytulił mnie znów do siebie. - Zaraz pewnie przyjdzie do domu. - próbował mnie pocieszyć i uspokoić, bo widział wyraźnie jak cała się trzęsę. Byłam naprawdę zdenerwowana. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, wstałam i zaczęłam chodzić w kółko prawie. Poszłam po coś do kuchni, ale zrezygnowałam i wróciłam do salonu. Szukałam sobie jakiegoś zajęcia, ale nic nie pomagało. A wtedy zadzwonił mój telefon.
Dopadłam do niego w trzech krokach i odebrałam. Widniał jakiś nieznany mi numer.
- Halo? - zapytałam lekko drżącym głosem.
- Pani Płocińska? - odezwał się jakiś facet, na oko w średnim wieku.
- Tak, o co chodzi? - przedstawił się jako jakiś oficer, a ja o mało nie straciłam równowagi. POLICJA? - Co się stało?!
- Proszę się uspokoić... - tak, jasne. Zrobił coś? Nigdy w życiu bym nie powiedziała. Nie miałam pojęcia co się stało. - Pański syn czeka na panią na komendzie, proszę przyjechać.
- Ale co się stało?!
- O tym też porozmawiamy na miejscu.
Rozłączył się w końcu, a ja chyba musiałam być bledsza od śmierci, bo Darek natychmiast znalazł się obok mnie. Wiedziałam, że coś się stało i proszę, jak zwykle miałam rację.
- Co jest?
- Jest na policji. - kiedy powiedziałam wytrzeszczył na mnie oczy.
- Jak to?
- Nie wiem, nie powiedzieli mi. Boże... Jedziemy, dalej! - nie miałam czasu na pogaduszki, musiałam się dowiedzieć, co z moim dzieckiem. Co się stało, przecież...
- Spokojnie, ja poprowadzę. - powiedział i już po chwili byliśmy na dole, biegiem prawie leciałam do auta. Może byłam przewrażliwiona na tym punkcie, ale... Nie chciałam stracić dziecka. To najdroższa rzecz w moim życiu, tego się nie da opisać. Ani tego strachu jaki czułam, kiedy tam jechaliśmy.
Jeszcze zanim Darek zdążył zatrzymać auto na dobre, ja już wyskoczyłam na zewnątrz i pomknęłam we wiadomym kierunku. Za chwilę zaraz za mną wpadł on. Już z daleka zauważyłam jakąś policjantkę, która siedziała w jakimś okienku chyba w informacji, tak to wyglądało. Dopadłam do niej aż wybałuszyła na mnie oczy.
W wielkim skrócie powiedziałam o co chodzi, a wszyscy chyba też tu musieli wiedzieć, bo nie zadawała mi żadnych zbędnych pytań tylko poprowadziła nas na górę do odpowiedniego pokoju. Kiedy tam weszłam...
- Jezu, dziecko, co ci jest?! - krzyknęłam dopadając do niego.
- Nic mi nie jest, mama, mówiłem im, że wszystko w porządku! - nie słuchałam jego biadolenia. Wyglądał... był blady jak ściana, włosy w lekkim nieładzie, bluza podarta i pare siniaków i zadrapań. Co to ma być? Przytuliłam go mocno. Część potężnego stresu ze mnie zeszła, ale... Nie wiedziałam co się stało.
- Proszę mi w końcu powiedzieć co się stało. - zażądałam. Darek usiadł obok Mateusza, a ten musiał być chyba w lekkim szoku, bo nawet się nie skrzywił. Patrzył tylko na mnie.
- Niech pani usiądzie...
- Postoję!
- Dobrze. Więc chciałbym, żeby pani przynajmniej spróbowała się nie denerwować.
- Jak mam się nie denerwować...!
- Mamuś... - chłopak złapał mnie za rękę i posadził na krześle obok siebie z drugiej strony.
- W porządku. - powiedział oficer. Chyba. - Patrol został wezwany przez kolegę tego pana, kiedy wychodzili z kina. Dzieciak już złożył zeznania, ale nie wiele tego jest ponieważ nie widział wszystkiego. Pańskiego syna trzymaliśmy dłużej, ponieważ to na nim skupiła się cała sytuacja. - spojrzałam na syna. Wciąż miał wielkie oczy. - Został napadnięty.. tak to można nazwać, przez dwóch typów.
- CO?
- Proszę panią o spokój, naprawdę. Nerwy nie są wskazane do rozwiązywania takich spraw. - próbował mnie uspokoić, jasne... - Spisaliśmy cały protokół i zaczniemy szukać tych... dowcipnisiów. - schowałąm twarz w dłonie. - Proszę się nie denerwować. Wiem, że to trudna sytuacja, ja też mam dzieci.
Jak miałam się nie denerwować, nie nawidziłam takich stwierdzeń. To jest moje dziecko, do cholery, zawsze będę się martwić i denerwować jeśli będzie taka potrzeba. Nie siedzieliśmy tam zbyt długo, może na szczęście. Mateusz po drodze do domu wszystko nam opowiedział. Usiadłam razem z nim z tyłu chcąc go mieć cały czas przy sobie. Darek prowadził.
- Wychodziliśmy z kina. Film skończył się gdzieś koło piątej. - wzruszył ramionami. Chyba już nieco ostygł po tym wszystkim, ale wciąż był trochę blady. - Fabian nabijał się z jednego aktora, który występował. Zdązyliśmy ujść zaledwie parę metrów, szliśmy na przystanek, żeby dojechać do domu... On wysiada zawsze stację wcześniej... I nagle podeszły do nas dwa karki. Normalnie... Co najmniej jakby zeżarli całą tonę testosteronu. W życiu nie widziałem takich goryli. Uśmiechali się i zaczęli gadać do mnie jakby mnie znali co najmniej od zawsze... - zaczęłam się bać. Co ci ludzie mogli od niego chcieć, od takiego dzieciaka? - Zaczęli chwalić mój talent wokalny. Podobno słyszeli jak śpiewam. Ja im na to, że ja nie śpiewam i nie mogli mnie nigdzie usłyszeć. Jeden z nich powiedział, że był na tym festynie ostatnio i widział i słyszał na własne uszy jak śpiewałem. Więc zapytałem o co im chodzi? Uśmiechnęli się niby serdecznie, ale mało było serdeczności w tym uśmiechu. - przeszły mnie ciarki. - Fabian zaczął im pyskować jak zawsze. To kazali mu spadać. Ale chyba był ciekawy co to za jedni bo się nie ruszył. A mówiłem mu już po wszystkim, że mógł spierdalać jak mu kazali to jeszcze jego też poszarpali. Ale doszedł do nas nieco później bo poszedł się wcześniej odlać w krzaki. - przewrócił oczami. - Powiedzieli coś naprawdę... dziwnego. - spojrzał na mnie. - Pochwalili, że śpiewam tak dobrze jak mój ojciec. Nie zdziwiłem się, że wie, w końcu wszyscy wiedzą. Stwierdzili, że mam ogromny talent nie wątpliwie po tatusiu i mają dla mnie propozycje nie do odrzucenia. Nie spodobało mi się to stwierdzenie i powiedziałem, że nic mnie nie obchodzą ich propozycje i mają dać mi spokój. I zaczęła się szarpanina, miałem zamiar normalnie odejść, ale oni nie skończyli jeszcze rozmawiać, jak sami powiedzieli. Aż w końcu Fabian wykręcił 997 i... wtedy się zmyli. Kiedy radiowóz przyjechał po nich nie było już śladu. - zamilkł na chwilę.
- Wyglądali jakoś specjalnie? - odezwał się Darek. - Mieli jakieś szczególne znaki? Tacy wielcy faceci zawsze się odznaczają w tłumie, ale nie każdy to bandzior. - w sumie racja pomyślałam, patrząc znów na syna. Cały czas ściskałam go za ramię. Włączył mi się alarm, musiałam chronić swoje dziecko. Nie mogłam pozwolić, żeby coś mu się stało. Straciłam ukochanego, nie mogłam pozwolić by ktoś odebrał mi jeszcze ukochanego syna...
- Mieli takie dziwne... tatuaże na szyjach. - powiedział w końcu lekko zamyślony.
- Dlaczego dziwne? - zapytałam drżącym głosem. Na dworze robiło się już ciemno, była zima.
- Bo w życiu takich u nikogo nie widziałem! Nawet w telewizji. - powiedział patrząc znów na mnie. - Coś co wyglądało jak piramida z okiem w środku. Dziwnie to wyglądało. I oboje to mieli, identyczne. W tym samym miejscu na szyi. Z lewej strony, bardzo wyraźne. - opisywał.
Zaczęło mi świtać. Aż przełknęłam ślinę. Nie pamiętałam dokładnie... ale ten facet, który włamał się do Neverlandu jakiś czas przed śmiercią Michaela miał podobny tatuaż... chyba. I też na szyi, z lewej strony. Michael przeraził się wtedy na jego widok...
Nie miałam pojęcia co to oznacza. Ale wiedziałam jedno z całą pewnością. Że nie odstąpię teraz dzieciaka ani na moment. Darek pracował, ale ja siedziałam w domu. Powiedziałam głośno i zastrzegłam, że jest to postanowienie nieodwołalne, aż nie złapią tych bandziorów. Mateusz nie był zachwycony, ale nie miał tu nic do gadania, mimo, że jak znów stwierdził, jest dorosły. Powiedziałam, że od tej pory będe go wozić do szkoły i odbierać i gdziekolwiek jeszcze pójdzie, nie będzie chodził sam i na pewno nie po zmroku.
- Ale mamo...
- Posłuchaj matki. - odezwał się Darek. O dziwo łagodnie patrząc na niego we wstecznym lusterku. - Martwi się o ciebie, jesteś jej jedynym dzieckiem, więcej miec nie będzie. Doceń to. - młody patrzył na niego przez chwilę, a potem spuścił wzrok i mruknął coś tylko na zgodę. Nawet nie skomentowałam tego, że jak chcą to potrafią.
Kiedy znaleźliśmy się już w domu, Mateusz stwierdził, że idzie się wykąpać a potem od razu spać. Wiedziałam, że chce się po prostu zamknąć i pogadać z kolegą. Mógł udawać, że wielce go to nie obleciało, ale ja wiedziałam, że się przestraszył. Kto by się nie przestraszył? Kochałam tego dzieciaka jak nic na świcie. Nie mogłam pozwolić by coś mu sie stało.
- Będzie dobrze, spokojnie. - Darek podszedł do mnie i przytulił mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu wtuliłam się w niego z ochotą. Potrzebowałam tego, potrzebowałam poczuć czyjąś bliskość, że nie jestem tu sama z tym wszystkim.
- Przeprowadźmy się. - powiedziałam spoglądając na niego lekko w górę. Trochę go tym zaskoczyłam. - Skoro dorwali go w drodzę pod kinem, to pewnie wiedzą, gdzie mieszkamy. Sprzedajmy to mieszkanie, kupmy nowe gdzieś indziej i nikomu nie mówmy gdzie się przenosimy. - nawet się nie zastanawiał.
- Dobrze. - zastanowił sie przez chwilę, a potem powiedział. - Mój znajomy wyjeżdża niedługo do Anglii. Ma do opchnięcia ładne duże mieszkanie, też na Mokotowie, ale na całkiem innym końcu dzielnicy. Byliśmy tam kiedyś, podobało ci się. Nazywa się Pietrzak. - coś mi świtało. Pokiwałam głową i przytuliłam się znów. - Będzie dobrze, spokojnie. - powtórzył znów całując mnie w czubek głowy i gładząc po plecach.
Z westchnieniem później schowałam się w kuchni. Wstawiłam wode na herbatę, zajrzałam do lodówki do wszystkich szafek... Chyba tylko po to, żeby robić COŚ, cokolwiek. Ale nie wiele mi to pomogło. Wciąż byłam zdenerwowana i wiedziałam, że dzisiejszej nocy nie zasnę tak łatwo. A potem znów rozdzwonił się mój telefon. Z tego wszystkiego aż bałam się go odebrać, kiedy zobaczyłam, że to kolejny jakiś nieznany numer. Ale odebrałam.
- H - halo? - mruknęłam, natychmiast chyba jeszcze zanim zdążyłam dobrze wypowiedzieć to słowo, ktoś po drugiej stronie sam pierwszy się odezwał. To był facet, musiał być naprawdę bardzo, ale to bardzo wkurzony... ale chyba nie na mnie.
- Dona, to ty?! - usłyszałam i poczułam ścisk w żołądku. To był niski męski głos, ale miałam wrażenie, że gdzies już go kiedyś słyszałam. Mimo prawie namacalnego zdenerwowania brzmiał jedwabiście i przyjemnie.
- Tak.. a kto mówi...
- Co z młodym, nic mu nie jest? - skąd on wie o MŁODYM??? Oddychał cięzko jakby przebiegł z pięc kilometrów.
- Nie, nic mu nie jest, a-ale... ale kto mówi...?
- Dona... - facet chciał coś powiedzieć, ale wtedy ktoś inny mu przerwał. Usłyszałam tylko...
- Co ty robisz?! - na to jakaś nie zrozumiała odpowiedź i... Połączenie zostało przerwane.
Popatrzyłam na swój telefon kompletnie nie mając pojęcia co to było. Jakiś obcy facet, nie wiadomo skąd ma mój numer, dzwoni do mnie, na dodatek wie, że coś się przytrafiło mojemu dziecku... I to kiedy... Jakies dwie godziny od samego zdarzenia. Do tego gadał po angielsku... Powinnam się... bać?

2 komentarze:

  1. Hej!
    Jestem ja tutaj teraz. Humor tak zaczepisty, że ja nie mogę i jeszcze ta notka...
    Cudo, cudeńko nic dodać nic ująć i tak szczerze nie wiem po co to piszę, bo ty chyba wiesz, że to jest świetne.
    Robi się coraz ciekawej. Iluminati chcą teraz wciągnąć w swoje szeregi młodego, ale to mądry chłopak.
    Coś czuję, że przeprowadzka i tak nic nie da. Najlepiej by było gdyby, Michael to załatwił w odpowiedni sposób xD A Dona mam nadzieję kopniw w dupę tego ćwoka tak, żeby doleciał do Chin.
    Jeszcze ten telefon. Dona jak możesz się nie domyślać, kobieto! Wychodzi na to, że jednak nie jestem najbardziej niedomyślną osobą na tym świecie. No ale nie dziwię się, bo pewno ona nie dopuszcza do siebie takiej myśli, że on mógłby coś niecoś oszukiwać w niektórych sprawach.
    To co Michael teraz się nagle oczka otworzą, gdy ich życie znowu wisi na włosku, co? Jakby pomyślał o tym wcześniej to nikomu nic by nie zagrażało, ale kto mógł wiedzieć, że będzie tak, a nie inaczej.
    Weny ci życzę duuużo i do niedzieli.
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robi się ciekawie i będzie jeszcze ciekawiej, później. xD To jest ogólnie jakaś masakra, chore. xD Ale jakoś wyjątkowo świetnie mi się to pisze, o wiele lepiej niż część pierwszą. :D
      Pozdrawiam. :)

      Usuń

Komentarz motywuje. :)