Witam. :D Prezent na święta, więc przy okazji życzę wszystkim wesołych świąt! Co do rozdziału to chciałam, żeby było i trochę śmiechu i tak trochę zmysłowo, więc... xD Mnie się podoba, o dziwo do samego końca. Więc zapraszam i pozdrawiam. :)
***
- Zgadnij w ogóle kto tu był. - stałam właśnie przy garach, kiedy Mateusz wynurzył się ze swojego pokoju do nas do kuchni. Mike dostał właśnie jakąś wiadomość sms, ale natychmiast podniósł na niego wzrok siedząc przy kuchennej wyspie.
Minęło kilka dni. Okazało się, że młody miał zapalenie krtani, z naciekami na struny głosowe. Nieźle się załatwił. Mike siłą zaciągnął go do naprawdę dobrego laryngologa. Powiedział mu tylko jedno zdanie...
- Jeśli nie wiążesz swojej przyszłości z głosem, to nic, ale masz ten głos i nie byle jaki i musisz o niego dbać.
Tak więc dostał szereg antybiotyków i po trzech dniach było już lepiej. W każdym razie już gadał normalnie. Nie piszczał.
- No kto był? - mruknęłam mieszając w jakimś rondelku z sosem.
- Dareczek.
Na to usłyszałam tylko wściekłe prychnięcie nim cokolwiek zdążyłam odpowiedzieć. Młody zaczął się śmiać. Wiedziałam dlaczego.
- Czego chciał? - zapytałam spoglądając na Michaela z uśmiechem. Nic nie powiedział wbijając oczy w telefon.
- Pogadać z tobą. Nie uwierzył kiedy mu powiedziałem, że cię nie ma.
- Nie?
- Nie. - usiadł obok ojca zaglądając mu przez ramię co robi. - Uwierzył dopiero, kiedy dodałem, że wyjechałaś z tatą. - teraz ja parsknęłam śmiechem.
- I?
- A jak myślisz? Wściekł się.
- Większego idioty nigdy nie widziałem. - usłyszałam znów to burczenie. - Nie śmiej się! - fuknął do mnie. Roześmiałam się. Złośliwie. Patrząc na niego. Zabawnie zmrużył oczy.
- Chyba nie jesteś zazdrosny?
- Ja? - prychnął. - Niby o co? O tego kretyna? Proszę cię.
- No przecież widzę. - mruknęłam podchodząc do niego i wplatając mu palce we włosy. Aż się skulił. Znałam doskonale tą reakcję i perfidnie ją wykorzystałam. - Trzepie cię na samo wspomnienie o nim.
- Bo...! - zapowietrzył. - Bo nie ma prawa się do ciebie zbliżać! I koniec. - znów wbił nos w aparat. Młody spojrzał na mnie porozumiewawczo, z uśmiechem.
- Jesteś zazdrosny. - zakomunikowałam kończąc dyskusję.
- Powiedział, że przyjdzie jak już wrócisz. - Mateusz zdawał się mieć z tego wszystkiego niezły ubaw. Mnie też to bawiło, a zwłaszcza to jak reagował Mike.
- Nie kładę się spać, czekam.
Musiałam wybuchnąć śmiechem.
- Podoba mi się, że gotujesz się jak woda w parowozie, ale nie musisz aż tak się przejmować. - powiedziałam pochylając się nad nim i całując go czule. Mruknął cicho, chyba bardzo mu pasowało, że rozmawiając o wizycie 'męża' całuję jego.
W niedługim czasie potem kiedy byliśmy już po obiedzie, usiedliśmy w salonie przed kominkiem, a Mike natychmiast przysunął się do mnie i położył głowę na moich kolanach. Przymknął oczy wzdychając lekko a ja zaczęłam bawić się jego włosami. Gładziłam go lekko po twarzy, przytulił się do wewnętrznej strony mojej dłoni i ucałował ją. Uśmiechnęłam się czule. Zostaliśmy tak na dobrą sprawę sami. Faceci pojechali gdzieś tam, gdzie im góra kazała, zostało tylko dwóch dochodzących, że tak powiem, żeby ktoś miał oko na Mateusza. Oko na niego przez cały czas mieliśmy też my. Bezdyskusyjnie. Mike nie zwracał najmniejszej uwagi na jego sprzeciw, kiedy woził go i odbierał ze szkoły. Starał się nie wychylać przy tym... ale zaczęłam zauważać, że przestaje być tak ostrożny jeśli chodzi o niego samego, myśli tylko o synu. Rozmawiałam z nim o tym. Ale w sumie to co powiedział miało jakiś sens. Nawet jeśli ktoś go przyuważy to nawet dobrze. W końcu za jakiś czas będzie wielkie bum, może nawet trzeba takich wpadek, by zaszczepić w ludziach coś, przygotować ich na to. Chociaż nie wydawało mi się by można było ludzi w jakikolwiek sposób na to przygotować.
Ktoś na Górze też chyba bardzo nas lubi, jak stwierdził Mike, kiedy Mat wyszedł ze swojego pokoju i powiedział, że pojedzie do kumpla na noc. Jego spojrzenie na nas było tak wymowne, że nawet nie pisnęłam. Powiedział też, że Fabian mieszka ulicę dalej więc pojedzie autobusem. Denerwowałam się trochę, ale... Próbowałam się uspokoić, bo inaczej byłam pewna, że będę koło niego skakać do samej śmierci. Jak na razie nic się nie dzieje, więc przez ten mały kawałek też nie powinno. Prawda?
- Dobrze mi tak z tobą. - mruknąłem nie mając najmniejszej ochoty ruszać się z miejsca. Nie chciało mi się nawet podnieść ręki. Było mi tak... lekko. Jej dłonie pieściły moją twarz i szyję, delikatnie muskały skórę, wprawiając mnie w ten sposób w cudowny błogostan. Mogłoby się zdawać, że przysypiam. Ale moje zmysły stały się jeszcze bardziej wyczulone na bodźce. Byłem rozbudzony... pobudzony. Oddychałem spokojnie wciągając powietrze głęboko do płuc, a przed zamkniętymi oczami widziałem podniecające obrazy, które same krystalizowały się w moim umyśle.
Najpierw były to wspomnienia z przeszłości, tej dalekiej z Neverland, kiedy była tam ze mną, ze wspólnych nocy. Widziałem dokładnie jej drobne ciałko, nagie lub odziane w skąpą bieliznę. Widziałem jej minę, taką kuszącą... Każda z tych wizji powodowała szybsze bicie serca. Było wyczuwalne, byłem pewny, że widać je nawet gołym okiem. Ja słyszałem je w uszach, jak dudniło... Niecierpliwiło się. Ja też się niecierpliwiłem... a jednocześnie nie chciałem się ruszać.
Następnie pokazały mi się wspomnienia pocałunków... tych pierwszych po tym jak tu wróciłem. Kiedy o niczym jeszcze nie wiedziała, takie słodkie, ale najlepsze były te, kiedy znała już całą prawdę. Wtedy miałem jej tylko namiastkę. Kradzione okruchy... Teraz była znów cała tylko moja. Jak kiedyś. Przypomniałem sobie pierwszą wspólną noc po tej rozłące i żyły mi zapłonęły. Klatka piersiowa unosiła się coraz szybciej, nie musiałem spoglądać by wiedzieć. Nie czułem tego nawet zbytnio... ale wiedziałem, że mój oddech staje się nierównomierny. I ona też musiała to zauważyć. Jej palce zaczynały zakradać się pod koszulę coraz głębiej, aż w końcu w którymś momencie odpięły jeden guzik... Skóra w miejscach, których dotknęła zaczęła mnie palić. To był cudowne uczucie...
Dawno tego nie czułem... Takiego zmysłowego odrętwienia, a jednocześnie każdy jeden nerw, każda komórka ciała była jakby jeszcze bardziej żywa i jeszcze lepiej odbierała i przetwarzała otrzymywane bodźce. Czułem przyjemne drżenie w ciele, które różniło się jednak od siebie w minimalny sposób w zależności w której części ciała się znajdowało. Wędrowało w jednym kierunku zewsząd i kumulowało się dole brzucha a potem w kroczu. Oczy wciąż miałem zamknięte, nic nie widziałem... może też i dlatego wszystko odczuwałem dwa razy intensywniej. Nie miałem zamiaru tego przerywać...
Teraz moja wyobraźnia porzuciła wspomnienia i zaczęła biec własnym torem nie pozwalając się w ogóle kontrolować. Jestem mężczyzną, więc można chyba śmiało stwierdzić, że to normalne... Widziałem JĄ. W długich rozwianych lekko włosach seksownie okalających jej ramiona. W seksownej bieliźnie... bądź nie... i uśmiechającą się ten wyjątkowy sposób. Chciałem tego... ale jakbym stracił mowę. Jakbym w ogóle stracił kontrolę nad własnym ciałem. Jakbym zapomniał jak się działa...
Z tego nagłego dziwnego letargu zbudził mnie dopiero jej szept. I jej ciepły oddech na mojej twarzy. Kiedy pochyliła się nade mną i wyszeptała moje imię... Od razu otworzyłem oczy. I od razu odnalazłem jej. Cudowne niebieskie oczy...
- Dona... - szepnąłem lekko zachrypnięty. Zagryzła wargę.
- Lubię, kiedy tak brzmisz. - szepnęła znów. - Wtedy wiem, że mnie pożądasz.
Jej dłoń pełzła powoli pod moją koszulę w dół, aż dotarła do pępka. Tam się zatrzymała. Leżałem wciąż z głową na jej kolanach i patrzyłem w jej oczy. Wie, że ją pożądam... Tak, nie da się tego ukryć. Uniosłem powoli dłoń i przyłożyłem ją do jej ciepłego policzka trąc lekko kciukiem jej dolną wargę. Serce wciąż waliło mi w piersi jak szalone, tłukło się o żebra... W uszach mi dudniło. Zastanawiałem się czy ona czuje się tak samo... I wtedy zrozumiałem, że tak. Że jest tak samo rozpalona jak ja, widziałem to w jej oczach. Patrzyła na mnie w tym cudownym napięciu, które zawsze występuje tuż przed... Jest denerwujące, ale i za razem najlepsze... Seks smakuje tym lepiej, im to oczekiwanie jest dłuższe. Żadne z nas jednak nie zamierzało przeciągać tego w nieskończoność... Nie dalibyśmy rady.
Powoli, z namaszczeniem podniosłem się z jej kolan i ani na moment nie oderwałem od niej swojego spojrzenia. Ona również. Usiadłem obok zwrócony do niej przodem, a ona prawie natychmiast wplotła palce moje włosy. Czułem, że tego pragnie i chciałaby, żeby to już się stało, ale jednocześnie chce to jeszcze przedłużyć... że smakowało jeszcze lepiej.
Dreszcze zaczęły biegać mi po plecach, to był nieodłączny element tych chwil. Zwłaszcza kiedy jej ciało znalazło się jeszcze bliżej mojego. Kiedy obejmując mnie za szyję usiadła na mnie okrakiem i przysunęła swoje usta do moich. Czułem mikroskopijne wyładowania między nami. Byłem pewny, że wystarczy jeden ruch... a oboje wybuchniemy.
Jej ręce drżały na mojej szyi, oddech urywał się, a biodra poruszyły się lekko ocierając o mnie... To sprawiło, że cały skamieniałem, ale tylko moment. W następnej chwili moje ręce bez udziału mojej woli przesunęły się na jej tyłek i docisnęły ją do mnie mocniej jednocześnie łącząc ze sobą nasze usta. To był właśnie zapalnik...
Pocałunek w ogóle nie miał w sobie nic z delikatności i czułości. Był zachłanny, dziki i namiętny. Stróżka śliny spłynęła mi z kącika ust, a ona zebrała ją zgrabnym muśnięciem języka i natychmiast wróciła do pozbawiania mnie tchu. Pozbawiała mnie nie tylko tchu. Ale całej garderoby. Moja koszula nie wiadomo kiedy została całkiem rozpięta i już zsuwała ją z moich ramion powolnym ruchem... Tak, teraz znów nasze poczynania stały się zmysłowe. Każdy ruch, każda czynność wykonywana była z takim namaszczeniem... Jakby każde z nas myślało, że ma do czynienia z aniołem. Ja miałem. Ona była moim aniołem. Jedynym jakiego pragnąłem.
Odsunęła się ode mnie, ale nie więcej niż na milimetr. Znów patrzyliśmy sobie w oczy, widziałem w niej miłość i pożądanie... Pragnienie spełnienia. Drżące ręce były tego najlepszym dowodem. Nabrzmiałe usta... To wszystko doprowadzało mnie do obłędu...
- Zabierz mnie... do łóżka... - powiedziała całkowicie bezgłośnie by nie burzyć tego co się między nami urodziło. Ta atmosfera była cudowna. Bałem się, że zrobię coś co ją zniszczy, ale zdawało się, że nic nie jest w stanie tego zrobić, dopóki patrzę w jej oczy. A ona wciąż nie odrywała ode mnie swoich...
Nie zastanawiałem się nad niczym. Chwyciłem ją pod uda i wstałem od razu ruszając do sypialni... a potem położyłem ją delikatnie na miękkich pościelach. Zaledwie jedno spojrzenie wystarczyło by wiedzieć, że to już ten moment. Nie mieliśmy już sił przeciągać tego dłużej... Nie chcieliśmy.
Świat przestał się liczyć już jakiś czas temu, ale teraz kompletnie przestał istnieć. Była tylko ona... jej zapach, dźwięk cichych westchnień, jej dotyk. Kiedy kawałek po kawałku odsłaniałem jej ciało, miałem wrażenie, że zbliżam się do wnętrza wulkanu... Była tak niespokojna, niektóre jej ruchy były niemal pozbawione pewnej koordynacji... Ja zaczynałem zachowywać się podobnie. Nasze ciała po prostu domagały się nas na wzajem.
Naga popchnęła mnie na poduszki tuż obok i przyszpiliła moje ręce do łóżka za nadgarstki. Z łatwością mógłbym się uwolnić, ale nie chciałem. Była jak moja własna osobista królowa. Patrzyła mi w napięciu głęboko w oczy dysząc lekko przez rozchylone usta. Jej oddech pieścił moje usta... Nawet nie wyobrażałem sobie, że może to być takie pobudzające... zmysłowe. A potem musnęła lekko moje wargi... i każdy następny pocałunek stawał się pełniejszy.
Kiedy jej usta znalazły się na mojej szyi, a jej zęby zaczęły lekko kąsać skórę, odleciałem nieco. Przymknąłem oczy i objąłem ją w pasie muskając skórę na plecach, kiedy mnie puściła. Dopiero po chwili zarejestrowałem sobie jej powolną drogę w dół mojego ciała. Nie powstrzymywałem jej. Jej usta i język pieściły już obszary wokół pępka a długie włosy ciągnęły się za nią po mojej piersi.Trwałem w oczekiwaniu... doskonale wiedziałem co się zaraz stanie.
I stało się w końcu. Nawet nie zawracała sobie głowy ściąganiem do końca spodni i reszty rzeczy, po prostu od razu zrobiła to na co miała ochotę. Wiedziałem, że chciała to zrobić. Słyszałem to w jej cichym mruczeniu i widziałem w jej spojrzeniu, kiedy patrzyła na moją nagość. Nie krępowałem się. Bo czego miałem się przed nią krępować? Patrzyłem tylko przez chwilę, jak pieści mnie ustami, a potem przymknąłem oczy. Zacząłem chłonąć to całym swoim ciałem. Nie spieszyła się nigdzie.
W pewnej chwili moja dłoń odnalazła jej i nasze palce splotły się razem. Usłyszałem znów jej kocie mruczenie, a potem wypuściła mnie z ust. Znów przeszły mnie dreszcze, a w następnej chwili zawisła znów nade mną. Miała rumianą twarz i znów tak słodko nabrzmiałe usta, które oblizała powoli patrząc mi w oczy. Poruszyłem się powoli złączając tym samym ponownie nasze usta i całując ją zapamiętale, jakby w podzięce... Bo właśnie dziękowałem jej za to co dla mnie zrobiła. Czułem swój smak w jej ustach. Porażające wrażenie, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Przycisnąłem ją do siebie w pozycji siedzącej, jej piersi przylgnęły do mojej skóry. Chciałem je pieścić, dotykać je i całować, i to właśnie zrobiłem. Każdą zająłem się z czułością, jedną ściskając delikatnie w palcach, a drugą najpierw lekko kąsając, na co wciągnęła szybko powietrze do ust, a potem zassałem delikatnie jej sutek. I natychmiast otrzymałem nagrodę w postaci jej seksownego westchnięcia.
Zamieniałem co jakiś czas swoje usta z ręką starając się zając się nią jak najlepiej i chyba mi to wychodziło. Sądząc po tym jak przyciskała mnie wręcz do siebie za kark, odrzucała głowę do tyłu i szeptał coś cichutko. Mówiła mi co mam robić i jak. Rozniecało mnie to jeszcze bardziej, jej rozkazy, robiłem wszystko co tylko chciała. Chyba pod wpływem tych wszystkich doznań całkiem bezwiednie poruszała bioderkami ocierając się o mnie. Byłem już gotowy do dzieła i czułem też jej wilgoć na sobie. Wiedziałem, że ona też już...
Objąłem ją w pasie i już chciałem położyć j pod sobą, ale ona wyczuwając moje intencje popchnęła mnie na poduszki zmuszając do tego, bym położył się znów płasko. Zrobiłem to czekając na ciąg dalszy, na to co zrobi. W następnej chwili jej kobiecość znalazła się tuż przy mojej twarzy, na co zagryzłem lekko wargę i uśmiechnąłem się. Wciągnąłem głęboko powietrze i wypuściłem je owiewając jej kwiat ciepłym powietrzem. Poruszyła się nieznacznie, ale jej kolejne westchnięcie pomieszane z cichym jękiem zdradziło mi wszystko. Powtórzyłem tą jedną czynność kilkakrotnie na co w końcu przysunęła się do mnie jeszcze bardziej dając mi wyraźny znak czego chce. Nie chciała się dłużej droczyć. Ja też nie.
Nie wiedziałem czy chce sobie ze mną pogrywać czy czym to było spowodowane, ale widziałem, że za wszelką cenę nie chce wyda z siebie żadnego dźwięku. Ale była pokonana. Nie potrafiła nad sobą zapanować, kiedy tylko mój język dotknął jej wrażliwego punktu, kakofonia słodkich dźwięków natychmiast posypała się z jej ust, przerywając ciszę. Wplotła palce w moje włosy i pociągnęła za nie. Jej jęki nie kończyły się z każdą chwilą robiła się coraz głośniejsza i coraz bardziej gwałtowna. Drgała raz po raz jakby nie mogła znieść tego co się działo. Znałem te wszystkie reakcje. Wiedziałem, że jest już po prostu bardzo blisko...
A potem zaczęła gwałtownie drżeć na całym ciele i z krzykiem napięła wszystkie mięśnie nieruchomiejąc na jeden moment, a potem jej biodra zaczęły poruszać się spazmatycznie jakby szukała sposobu na to by to się nie kończyło. Zwiotczała cała, słyszałem tylko jej ciężki oddech, wiedziałem, że przynajmniej przez chwile będzie wyglądać jakby omdlała. Przełożyłem ją na plecy i dopieszczałem ją tak jeszcze przez kilka chwil słysząc jak najpierw protestuje, najpierw próbowała mnie odepchnąć jęcząc równocześnie. Wiedziałem, że była tam bardzo wrażliwa... a potem, po chwili przycisnęła mnie znów mocniej dając do siebie pełny dostęp. Przez chwilę robiłem to z namiętnością, a potem podniosłem się i podciągnąłem się tuż nad nią patrząc na jej twarz. Natychmiast objęła moją swoimi dłońmi oddychając wciąż spazmatycznie, wiedziałem, że pragnie bym dalej kontynuował. Pogładziłem ją po policzku...
- Jesteś taka piękna... taka cudowna... - szepnąłęm patrząc na nią jak zahipnotyzowany.
- MIKE. - syknęła tylko. Zaśmiałem się nagle rozbawiony. Wiedziałem o co jej chodzi.
Po chwili uśmiech powoli zniknął z mojej twarzy. Rozsunąłem sobie sam jej nogi, a potem jedną założyłem sobie na ramię i przeciągnąłem językiem wzdłuż całego zgięcia pod spodem kolana. Drgnęła lekko i zagryzła wargę obserwując mnie uważnie. Wczepiła dłonie w moje ramiona, co chwilę drapała mnie lekko pazurkami...
Najcudowniejszą magią na świecie jest ta, kiedy dwa ciała łączą się w jedno. Kiedy dwie połówki jednej całości łączą się znów razem, kiedy dusze stają się jednością. Właśnie teraz my też staliśmy się jednym ciałem. Miałem ją wiele razy... i każdy był inny na swój sposób. I każdy cudowny, lepszy od poprzedniego. Ten również. Czułem się jak opętany, to ona mnie opętała, swoim ciałem, zapachem, swoją miłością. Dźwiękiem swojego głosu, którym nagradzała każdy mój ruch. Była jednym z nie wielu powodów, dla którego wciąż chciałem żyć. Była całym życiem i starałem się przekazać jej to w każdym geście i słowie. Wiedziałem, że rozumie. To samo dawała mi od siebie. Ten moment, kiedy oboje jednocześnie kończyliśmy... był najlepszym co mogliśmy dostać.
Emocje powoli opadały, wracała jasność umysłu, ale to wcale nie umniejszało poczucia tej cudownej atmosfery, która nas otoczyła. Na jej twarzy zagościł piękny uśmiech, który udzielił się i mnie. Po chwili przeszedł on w cichy chichot, a potem zaczęliśmy się po prostu do siebie śmiać. Całowałem ją po twarzy, tuliłem, a on mnie. Być może, że nawet jeszcze mocniej. Tyle uczuć się we mnie gromadziło, o każdym chciałem jej opowiedzieć, a nie potrafiłem znaleźć słów.
- Dona...
- Ciii... - przyłożyła mi palec do ust i spojrzała w oczy. Jej oczy błyszczały szczęściem, od razu znów się uśmiechnąłem. - Nic nie mów. Ja wszystko wiem. Czuję to samo co ty. Tego się nie da opisać słowami. Nie ma takich. - zetknąłem swoje czoło z jej.
- Masz rację. Nie ma takich. - powtórzyłem szeptem jej słowa.
Zastała nas druga w nocy. Nawet nie zarejestrowałem sobie płynącego czasu. Nie chciałem by płyną, najlepiej gdyby się teraz zatrzymał...
- Myślisz o tym samym o ja? - zapytała w pewnym momencie tuląc się do mojej klatki piersiowej i spoglądając na mnie w górę. Podniosła się nieco na łokciu i podparła głowę na jednej ręce, drugą gładząc mój tors. - Że najlepiej gdyby cały świat się teraz zatrzymał? - uśmiechnąłem się. - Żadnych problemów, strachów... Tylko my. Rodzina. - pogładziłem ją lekko po policzku.
- Świat się nie zatrzyma, ale my nie przestaniemy być rodziną. Nigdy. Cokolwiek się stanie.
- Boję się, że tobie się coś stanie. Tym razem na prawdę. I Mat... - teraz to ja przyłożyłem jej palec do ust.
- Nic się nie stanie. Ani mnie ani naszemu synowi. W ogóle to nie w taki momencie z takimi rzeczami, Dona! - zaśmiała się.
- Przepraszam. - parsknęła śmiechem i na powrót przytuliła się do mnie mocno. Sam żartowałem oczywiście, wiele razy myślałem o tym co może się stać. Ale teraz nie chciałem o tym myśleć. I nie chciałem też, żeby ona o tym myślała. Chciałem, żeby była szczęśliwa. I chyba udało mi się ją uszczęśliwić.
Zasnęłam po tym całym maratonie nawet nie miałam pojęcia kiedy. Po prostu, w pewnym momencie czując jak gładzi moje ramię, zamknęłam oczy a kiedy je otworzyłam było już jasno. Ale przez cały ten czas czułam go przy sobie blisko. Głównie zapach jego skóry. Kochałam ten zapach tak samo jak jego, bo należał do niego. Uspokajał mnie. Każdej nocy był ze mną, czy się kochaliśmy czy nie. Az do teraz.
Wyczułam, chyba podświadomie, że leżę w łózku sama. Przekręciłam się z boku na plecy macając puste miejsce obok siebie szukając go, ale go tam nie było. Pościel była zimna, więc... Otworzyłam szeroko oczy, a potem zerwałąm się do siadu. Od razu skontaktowałam, że jestem ubrana, miałam na sobie jakąś koszulę. Białą z długimi rękawami, ale nie zwracałam już na nią żadnej uwagi. Patrzyłam po pokoju i czułąm jak wielka gula wzbiera mi w gardle. Oczy zaczynały boleć tak je wytrzeszczałam.
W pomieszczeniu absolutnie nic się nie zmieniło. Wszystko stało tak jak zawsze na swoim miejscu, nie przesunęło się ani o milimetr. Niczego i tak przecież nie ruszałam. Ale... Nie było tego najważniejszego.
- Mike? - odezwałam się prawie bezgłośnie. Poczułam jak coś wali mi w piersi. Serce. Za chwilę eksploduje. Nie było go. Siedziałam w tym łózku sama. W pustym łóżku, zimnym. A to mogło oznaczać tylko jedno...
- Nie. - jęknąłem zwijając się kulkę, ukrywając twarz w dłoniach i wciskając się we własne kolana. - Nie. - powtórzyłam znów zaczynając się kołysać. Jeśli to wszystko co do tej pory się wydarzyło, było tylko snem... to ja się zabiję. Zabiję się. I nawet nie zamierzałam się nad niczym zastanawiać.
Zaczęłam się trząść. Miałam ochotę wgnieść sobie oczy w czaszkę. Rwać sobie włosy z głowy na żywca. Po prostu zrzucić się z dachu...
Ale zamiast tego rzuciłam się zamiast z dachu to z łóżka do stolika nocnego po swój telefon. Ręce i nogi tak mi się trzęsły, że w pierwszej chwili nie byłam w stanie go utrzymać. Upadł na podłogę a ja zaraz za nim. Wzięłam go w końcu i zagryzając wargę prawie do krwi, wyszukałam numer.
Ten numer... Dawno pod niego nie dzwoniłam, a połączenia które od niego przychodziły ignorowałam. Bo do tej pory nie wiedziałam co miała bym jej powiedzieć. Ale teraz nie było to ważne. Nic nie było ważne. Musiałam... Musiałam zdzwonić i błagałam Boga by to nie była prawda. Że mi się to nie śniło. Da głuche sygnały trwające wieczność...
- Halo, Dona? - odebrała. Chyba była bardzo zaskoczona... - Nie wiem co powiedzieć, słuchaj, ja cię naprawdę STRASZNIE przepraszam...!
- Ja-janet... - wycharczałam. Umilkła.
- Co się dzieje?
- Powiedz mi... błagam, powiedz mi, że on...
- Dona, ja wiem, że to wszystko mogło do ciebie dojść ze sporym opóźnieniem, ale daj mu już spokój! Zrobił coś strasznego, czego nikt by chyba nie ogarnął, ale...
- JANET!!! - wrzasnęłam. Znów umilkła. - Powiedz mi, że to mi się nie śniło...
- Ale co?!
- Że on tu był! Powiedz mi, że on naprawdę tu był! Jest! ŻE JEST! - musiałam się jej wydać prawdziwą wariatką bo nic nie mówiła, a ja nadal wrzeszczałam do telefonu.
Nagle drzwi za mną otworzyły się z hukiem. Przestraszyłam się tego hałasu, nie spodziewałam się. Zresztą, nie zawracałam sobie głowy tym, czy ktoś jeszcze był w domu. To pewnie Darek, pomyślałam i zrobiło mi się niedobrze. Złapałam się z brzuch. Poczułąm jak czyjeś ręce łapiąc mnie delikatnie za ramiona i próbując podnieść. Automatycznie zaczęłam się stawiać. Nie chciałam JEGO bliskości... Chciałam... do mojego prawdziwego męża. Chciałam, żeby to Michael przy mnie klęczał, nie ON. Ale po chwili zdałam sobie sprawę, że ten dotyk... jest inny. Zupełnie inny. Te dłonie były ciepłe jak zawsze, ale ich skóra była inna... Czułam wyraźnie. Albo po prostu zwariowałam. Była delikatnie szorstka, jakby czymś zmieniona. A potem dotarło do mnie, że i głos który do mnie mówił nie należał do Darka. Przede wszystkim mówił po angielsku. A Darek po angielsku rozumiał co trzecie zdanie. I ta barwa...
- Dona, najdroższa, powiedz mi co się stało! - chwycił w końcu w dłonie moją twarz i skierował na siebie. Momentalnie się uspokoiłam. Wbiłam w niego oczy i patrzyłam, prawie pochłaniałam go wzrokiem. - Dona? - rzuciłam mu się w ramiona i rozpłakałam. Kompletnie nie wiedział o co chodzi. - Cii.... ciii, skarbie... - ściskałam go mocno mocząc mu łzami koszulę na ramieniu. Za nim w wejściu do sypialni stał Mateusz, patrząc na tą całą scenę jeszcze większymi oczami niż moje przed chwilą.
- Dona, spójrz na mnie. - mimo, że chciał bym sama na niego spojrzała, zmusił mnie do tego sam. - Powiedz mi co się dzieje. - mówił spokojnie i jednostajnie patrząc mi w oczy.
- Nie było cię... - wyjąkałam czując jak od łez pieką mnie oczy.
- Jestem cały czas. - zapewnił mnie gładząc kciukami moje policzki ścierając w ten sposób krople łez.
- Nie było cię tu... - powtórzyłam znów. - Myślałąm... - zapowietrzyłam wciągając szybko powietrze do płuc.
Chyba w końcu domyślił się o co chodzi.
Popatrzył na mnie ze zrozumieniem i czułością bijącą po oczach. Nagle o mal znów wszystko mi się nie zwaliło. Zetknął swoje czoło z moim wciąz trzymając w swoim dłoniach moją twarz. Przymknął oczy...
- Jestem z tobą cały czas. Nie zostawię cię więcej, uwierz mi, proszę...
- Nie chodziło o to, że mnie zostawiłeś. - wychlipałam, na co otworzył oczy znów nie rozumiejąc. - Tylko o to że to wszystko mogło się nie wydarzyć.
- Myślałaś, że to sen i że właśnie się z niego wybudziłaś? - szepnął i znów zaczął gładzić moje policzki. Zajęczałąm coś niewyraźnie. - Dona... - zaczęłam cisnąć się do niego jakby zaraz jedna naprawdę miał zniknąć mimo tego co mówił. - Nie możesz tak... Ja jestem przy tobie. I już zawsze będę. Nie musisz się już bać. - szepnął jeszcze ciszej i pocałował mnie czule. Chyba dopiero teraz odetchnęłam. Kiedy poczułam jego usta na swoich. Jakby ktoś zdjął mi potężny ciężar z serca. Objęłam go w pasie i wtuliłam się już o wiele spokojniejsza. I dopiero teraz zrobiło mi się wstyd.
- Ale ze mnie debil. - powiedziałąm na głos akcentując ostatnie słowo. Usłyszałam w tym samym momencie jak nasz kochany syn parska śmiechem i wychodzi z pokoju. Natomiast Mike odniósł mnie w końcu z tej podłogi i posadził na łóżku. Janet już dawno się rozłączyła. Zauważyłam to podnosząc telefon. Westchnęłam. Chyba nie była gotowa na konfrontację.
- Wcale nie prawda. - poczułam jak wplata palce w moje włosy i wzdycha. - Tak słodko spałaś... Nie budziłem się więc. Ubrałem cię tylko w moja koszulę, bo Mat wrócił już od kolegi. Śmiesznie by to wyglądało gdybyś na przykład wyszła z sypialni nago. - wyszczerzył się szeroko. W ogóle wydawał się być jakoś szczególnie rozbawiony. Pewnie tą całą sytuacją. A to wcale nie było śmieszne.
- Nie nabijaj się! - trzepnęłam go poduszką. - Nawet sobie nie wyobrażasz... co poczułam...
- Z pewnością nie. - przerwał mi znów chwytając moja twarz w dłonie i zbliżając się do mnie bardzo. - Ale jestem, widzisz? Jestem. - chwycił moją dłoń i przycisnął sobie do ust. - I już zawsze będę. Tak jak ci obiecałem. Popatrzyłam na niego przez chwilę, a potem oparłam czoło o jego tors.
- To było najgorsze przebudzenie w historii. Ale teraz znów jest cudownie. - popatrzyłam znów na niego. Uśmiechał się wciąż. - Mówisz, że to twoja koszula? - mruknęłam w pewnej chwili spoglądając mu w oczy. Tak cudownie brązowe ciepłe oczy. Ciarki mnie znów przeszły kiedy pomyślałam, że znów mogłabym go stracić...
- No... na to wygląda. - powiedział i uśmiechnął się szeroko pokazując wszystkie zęby. Podniósł rękę i zaczął majstrować przy pierwszym guziku. Po chwili odpiął go i zabrał się do drugiego... a potem do trzeciego... czwartego... i musnął wierzchem dłoni moje ciało wzdłuż całego mostka od samych obojczyków.
- Pewnie chciałbyś, żebym ci ją oddała... Gdyby nie Mateusz...
- Młodym nie musisz się przejmować. Miał znów lecieć z kumplem do kina... więc pewnie już go nie ma. - wyszeptał. Palcem powoli odsłonił moje ramię, ale materiał nie opadł mi na biodra, trzymał się dzielnie mojego ciała. Jego dłoń zaczęła czule gładzić moją skórę.
- Z kumplem... i on nadal myśli, że ja za każdym razem wierzę w tego kumpla. - mruknęłam na co mój kochany zaśmiał się cicho pod nosem wciąż zajęty kawałkiem mojego ciała. Wciąż z tym filuternym uśmiechem gładził moją skórę... teraz na piersi. Aż zerknął mi oczy. - To chcesz tą koszulę czy nie? - sama się uśmiechnęłam. Chociaż tak po prawdzie to uśmiechałam się już od kilku dobrych minut...
Zagryzł wargę i przysunął się do mnie jeszcze bliżej. Jego usta zetknęły się po chwili z moją szyją...
- Uznaję to za odpowiedź twierdzącą. - wymruczałam na co zaśmiał się cicho i niemal zdarł ze mnie ten materiał. Wspiął się na mnie zmuszając mnie do położenia się na płasko, w tym samym czasie pogładziłam jego klatkę piersiową. Popatrzył mi znacząco w oczy.
- Jestem tu. - szepnął.
- Wiem. - odpowiedziałam i pozwoliłam mu powoli po raz kolejny pozbawić się zmysłów...
Jestem!
OdpowiedzUsuńMusiałam przypomnieć sobie w ostatnim rozdziale co było xD potem przeczytałam połowe i wczoraj drugą połowe xD Tak już mam, że jak ktoś dodaje rzadziej niż co 2 tyg a nie daj boże co miesiac to zapominam i czasem aż nawet mi sie nie chce wracac bo nie pamietam co bylo xD
Ja wiem ze pewnie czasu brak bo sama to znam teraz, masakra.
Tak czy siak rozdział super!
Hocik zwłaszcza mi się podobał ;3
Reakcja Dony na puste wyrko mnie też rozśmieszyła xD W koncu nie raz budziła się bez Michasia znając prawdę i nagle teraz taka akcja, a i co zauważyłam: miała rano, czyli u Janet był środek nocy xD I tak odebrała?XD
Pewnie zapomniałaś o tym szczególne, zdarza się :D
No nic pisz szybko nexta, jak coś to od przyszłego piątku wybywam na 10 dni za granicę więc jak coś to nadrobię po powrocie do PL:)
Pozdrówki!
No fakt, zapomniałam o tym jednym, ale gdybym skupiała sie na takich pierdołach xD
UsuńNastępny jeszcze nie zaczął się pisać niestety. A staram się, naprawdę!
No to życzę przyjemnosci na wyjeździe i również pozdrawiam. :)
O matko :D zdecydowanie muszę w wolnym czasie ponadrabiać wszystkie notki XD
OdpowiedzUsuńTen seks *lenny* magia. Cała notka jest super. :D
Byłam zdziwiona, że to mogło się okazać snem, ale na szczęście Dona sobie tylko coś uroiła xD
Czekam na nową notkę i w najbliższym czasie (czyt.po sesji) postaram się nadrobić!