wtorek, 28 lutego 2017

Resurrection. - 30.

Hej. :) W końcu udało mi się to skończyć. xo Dodatkowo od wczoraj rozkłada mnie choroba i ciężko mi się to pisało ale jest. :D Tak więc zapraszam. :)
***



Było cudownie. A nawet lepiej. W życiu bym się nie spodziewał, że... ale o tym może później. Najważniejsze było dla mnie kilka podstawowych rzeczy. Po pierwsze i najważniejsze, moja ukochana i syn byli ze mną. No jeśli chodzi o Mata, to akurat w tym momencie jest to bardziej pojęcie względne. A dlatego, że właśnie przebywałem razem z Doną w Hiszpanii.
Zabrałem ją do tego samego miejsca, tego samego hotelu i tego samego pokoju co dwadzieścia lat temu. Tam się tak na prawdę wszystko zaczęło. Tam konkretnie się sobie zdeklarowaliśmy tam pierwszy raz poszliśmy ze sobą do łóżka, tam po raz pierwszy powiedziała mi wprost, że mnie kocha. Ja powiedziałem jej o swoich uczuciach dużo wcześniej, ale nie to było ważne. Dla mnie najważniejsza była ona i  to, że była ze mną, mimo tego wszystkiego co zrobiłem. W końcu tak naprawdę, bez Dareczka pod pachą.
Wygłupialiśmy się siedząc w łóżku,, a raczej tarzając się po nim. Jak nastolatkowie. Kiedy zaczęła okładać mnie poduchą, myślałem, że mnie tam... Mój kaszel jednak przywołał ją do porządku. Kiedy nieco się uspokoiłem, ułożyła się obok mnie i po prostu wtuliła w mój bok. Nie umiałem się nie uśmiechać.
Wracając do młodego, to został w Polsce w domu. Dona chciała go ciągnąć ze sobą, albo w ogóle nigdzie się bez niego nie ruszać, ale wspólnymi siłami i przy nieoczekiwanej pomocy teścia, daliśmy radę.
No właśnie, jeśli chodzi o teścia...

Kiedy jechaliśmy do jej rodziców, miałem wrażenie, że zaraz to JA dostanę refluksu. Zupełnie nie miałem pojęcia jak się zachować i czy w ogóle tam do nich wchodzić. Ale kiedy Dona tylko zauważyła moją minę, stwierdziła, że to był mój pomysł i pójdę z nimi czy mi się to podoba czy nie. Co mi innego pozostało? Kiedy w końcu się tam znalazłem miałem ochotę schować się gdzieś w jakiejś szafie. Albo najlepiej założyć czapkę niewidkę, wtedy byłoby jeszcze lepiej. Zupełnie nie umiałem sobie wyobrazić reakcji ojca Dony na moją skromną osobę. Okazało się jednak, że...
Młody od razu wparował jak do siebie i po raz pierwszy w życiu miałem okazję zobaczyć, jak jego dziadkowie go uwielbiają. Ubóstwiają wręcz. Pani Leszczyńska, z polskiego na nasze będzie Eva. Natomiast pan Leszczyński posiadał imię, którego nijak nie umiałem wymówić, a wątpiłem by istniał jego angielski odpowiednik. Oboje, najpierw teściowa a potem teściu dopadli do niego, ale jemu to chyba niezbyt przeszkadzało. W końcu był u rodziny. Dziadek zapytał go o coś na co on odpowiedział mu po angielsku, przez co zrozumiałem, że najprawdopodobniej zapytał go o szkołę. To chyba standard.
- Dlaczego mówisz po angielsku?
- Bo przyjechaliśmy wszyscy. - odparł znów młody. Naprawdę zacząłem się zastanawiać czy nie czas uciekać...
- No chodź tu! - usłyszałem. To musiało być do mnie. Ten sarkastyczny ton, który dobrze jeszcze pamiętałem. Ironię miał wymalowaną na twarzy, gdy go dostrzegłem. Jego żona zniknęła gdzieś na chwilę... być może dlatego powiedział... - Masz szczęście, że Eva o niczym nie wie. Przestałbyś być mężczyzn... Chociaż.... - mruknął przyglądając się swojej córce. - Dona wdała się w matkę, więc jeśli ona nie urwała ci jaj, to moja żona pewnie też by tego nie zrobiła.
- Tata! - Dona fuknęła od razu okręcając się na pięcie w jego stronę.
- No o co ci chodzi? - mruknął niewinnym tonem patrząc na nią jakby nie wiedział o jej chodzi. Ta tylko pokręciła głową. Natomiast młody miał z tego niezaprzeczalną uciechę.
- O nic, przestań!
- Macie lody? - młody wypalił ni z tego ni z owego.
- Mateusz! Żreć przyjechałeś?! - teraz Dona wsiadła na niego. Obserwowałem to z lekkim uśmiechem na twarzy mimo wszystko.
- Ale daj spokój! Pewnie, że mamy. Tam gdzie zawsze, czekają na ciebie. - powiedział mężczyzna, na co młody w podskokach pofrunął do kuchni... chyba.
- Tata, nie za dużo tych lodów i wszystkiego innego? On w domu też ma. Nie ruszy, ale jak przyjedzie tutaj to wsuwa cudze. - powiedziała patrząc na mnie z czułym uśmiechem. Jej ojciec to widział. I chyba mógłbym się nawet założyć, że sam też się uśmiechnął... ale zaraz zwątpiłem słysząc jego głos skierowany znów do mnie.
- U nas też może szamać. A ty? Jak na nieboszczyka, trzymasz się całkiem dobrze. - Dona nie wiedziała gdzie podziać oczy, więc... kulturalnie spierdoliła gdzieś do matki zostawiając mnie z nim samego. Świetnie.
- Proszę pana... - zacząłem kulawo. Na pewno nie miałem zamiaru się z nim kłócić.
- Wiesz, ja zawsze wiedziałem, odkąd cię pierwszy raz na oczy u siebie w domu zobaczyłem, że jesteś nader pomysłowy, ale żeby aż tak? Szkoda tylko, że mojej córki w tym nie uwzględniłeś. Nawet nie chcę wiedzieć ile panienek miałeś przez ten czas. - nie pozwolił mi dojść do słowa. - Można by powiedzieć, że nie jesteś wart nawet jednego jej włosa. - zamilkł. I ja też nic nie mówiłeś. Co miałem mu powiedzieć? Miał rację. - Ale dostrzegłszy drugą stronę medalu, stwierdzam, że chyba nie ma na świecie takiego drugiego idioty jak ty, który dla swojej żony zrobiłby coś takiego. Nawet głupota czasami skłania do podziwu, drogi zięciu.
Popatrzyłem na niego przez chwilę. Ale i tak nie wymyśliłem nic konstruktywnego co mógłbym mu powiedzieć.
- Nic nie powiesz? - uniósł jedną brew ku górze.
- A co mam powiedzieć? Po za tym, że wszystko co pan powiedział jest prawdą. Jestem idiotą, nie zasługuję ani na pańską córkę ani na takiego syna, na nic....
- To dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. - wszedł mi w słowo. - To teraz zrobisz dla mnie jedną rzecz. - już wiedziałem co mi powie. Pewnie będzie chciał, żeby raz na zawsze zniknął z życia jego córki i wnuka... - Masz, kurwa jasna, zrobić wszystko, żeby moja córka kopnęła w końcu w dupę tego niedorozwoja, którego wzięła sobie po tobie na męża! - wytrzeszczyłem na niego oczy. - CO?!
- Nie tego się spodziewałem... - mruknałem skołowany, ale... zadowolony.
- Wiem, że nie tego się spodziewałes, ośle, ale zniosę wszystko, byleby tylko ten gamoń raz na zawsze znikł. Pod tym względem założyłem koalicję z wnukiem. - i uśmiechnął się lekko. Sam się zaśmiałem.
- No cóż, zadanie wykonane przed zleceniem. Jakby to powiedzieć... Dona już go wykopała, częstując przy tym informacją o mnie. - teraz to on wytrzeszczył oczy.
- Widzę, że nie próżnujesz. A tak w ogóle to wolno ci tak obdarzać wszystkich dookoła takimi cukiereczkami?
- Nie. - uśmiechnąłem się. - Ale niektórych trzeba. Bez tego nie da rady.
- Aha. - powiedział sprawiając wrażenie jakby nagle znudził go ten temat. Zaczął z innej beczki. - A może byś tak gdzieś zabrał swoja odzyskaną żonę, co? - starałem się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło.
- Dona zgodziła się pomagać mamie przy panu, więc... już jej to proponowałem. I nie mam zamiaru jej od pana odciągać. - jego mina była bezcenna.
- A co ja, umierający jestem?! DONA! - krzyknął nawet nie ruszając się z kanapy na której cały czas siedział. - Już ja ją zaraz przekonam. - mruknął cicho.
- Tak? - wyłoniła się nagle z wejścia do salonu. - Zaraz będzie obiad...
- Dupa tam obiad - wtrącił znów. - Zdążymy się najeść. Powiedz mi, kochanie, czy ja wyglądam na starego niedołężnego dziewięćdziesięcioletniego dziadka, że musisz wkoło mnie chodzić razem z matką?? - zmieszała się lekko. A ja sam zaśmiałem się pod nosem, na co wbiła we mnie ostry wzrok. Udałem, że cicho kaszlę.
- No przecież nic mi się nie stanie...
- Ja sobie sam dobrze radzę, w czym ty chcesz mi pomagać? Do pracy chodzić nie muszę, a nigdzie prowadzać mnie nie trzeba. Dziecko, wiesz przecież, że twoja matka jest co najmniej przewrażliwiona.
- No niby tak, ale co jej miałam powiedzieć, że nie?!
Tak więc długo nie zajęło przekonanie kogo trzeba do całego pomysłu. Problem pozostał tylko jeden. Dona za nic w świecie nie chciała nawet myśleć o tym, żeby młody został sam w domu nawet na jeden dzień. Dość długo trwało zanim udało nam się i mi i jemu ją ją urobić. Z pomocą przyszedł nam nawet jej ojciec, i w końcu poskutkowało. Młody zobowiązał sie do codziennego telefonowania, a my po uporaniu się ze wszystkim wylecieliśmy w końcu w podróż.
Nie mogłem się nią nacieszyć.





Nie mam pojęcia jakim cudem się na to zgodziłam, ale się zgodziłam. Miałam wyrzuty sumienia, że tak mi się to podoba, bo nasz syn siedział w kraju, a ja wciąż zastanawiałam się kiedy coś się stanie. Mike zapewniał mnie, że absolutnie NIC się nie stanie, ponieważ młody nie siedzi tam kompletnie sam. Są faceci, którzy nie spuszczają go z oka.  Wożą do szkoły i z niej odbierają, tak jak Michael do tej pory. Z tego co się dowiedziałam to młody kręcił trochę nosem, ale się za bardzo o to nie ciskał. I dobrze. Chyba dobrze wie co mogłoby go spotkać po moim powrocie gdybym się dowiedziała, że coś odwalił.
Z drugiej strony starałam się go zrozumieć, to ciągłe pilnowanie na pewno działało mu n nerwy.
- Szykuj się. - usłyszałam, kiedy stałam na małym balkoniku. Poczułam jak oplata mnie lekko ramionami na co od razu się uśmiechnęłam. Odchyliłam nieco głowę opierając się o jego ramię.
- Na co? - odmruknęłam zezując na niego lekko z uśmiechem.
- Nie mam zamiaru przesiedzieć z tobą całego wyjazdu w pokoju, kochana. Kazałem odciąć od wszystkich basen i rozłożyć na nim dach płócienny. Będziemy tylko my we dwoje, nikt nie będzie nam przeszkadzał. - byłam lekko zaskoczona.
- Jaki basen? Ten na zewnątrz, odkryty?
- Tak. - mruknął znów i przywarł ustami do mojej skóry na szyi. Przymknęłam lekko oczy, ale musiałam pozostać przytomna.
- Pozbawiłeś atrakcji innych gości tylko dlatego, że my tu jesteśmy i chcesz popływać? - zaśmiał się.
- No nie do końca. Jak myślisz, co by się stało, gdyby ci ludzie nas tu zobaczyli? To jeden i chyba najważniejszy powód.
- A ten drugi?
- Ten drugi to ten, że chcę mieć cię tylko  dla siebie. - wymruczał mi na ucha i skubnął je lekko zębami. Przeszły mnie ciarki. Skuliłam się lekko co wyczuł i zaśmiał się.
- Masz mnie tylko dla siebie, nie potrzebne ci takie podstępy...
- Ale nie chcę, żeby ktoś cię oglądał. - popatrzyłam na niego z ukosa.
- Coś ze mną nie tak czy co?
- Zwariowałaś. - parsknął śmiechem. - To chyba normalne, że nie chcę żeby inni faceci wbijali swoje przebrzydłe gały w twój tyłek. Albo ewentualnie w co innego. - teraz to ja się zaśmiałam. Odwróciłam się do niego przodem i pogładziłam jego policzki.
- Kocham cię. - mruknęłam i pocałowałam lekko na co ochoczo przystał. Ale po chwili się odsunęłam. - Co mnie obchodzą inni faceci?
- Cieszę się, że cię nie obchodzą. Ale to nie zmienia faktu, że mają zakaz patrzenia. - mówił to starając się być śmiertelnie poważnym, ale chyba nie do końca mu się to udało. Pokręciłam głową z politowaniem śmiejąc się.
- Jesteś niepoważny. Ale dobrze. Skoro już wszystko załatwiłes ja nie będę narzekać. Przydałoby się tylko zabrać ze sobą coś do picia i... - już zaczęłam wyliczać. Chciałam się koło niego przecisnąć, żeby zacząć to wszystko zbierać, ale mnie powstrzymał. Śmiał się ze mnie.
- Już o wszystko zadbałem. Będziesz miała co pić, zamówiłem też coś mocniejszego. - dodał nieco niższym zmysłowym głosem. Aż przełknęłam ślinę.
- Planujesz coś konkretnego wobec mojej osoby? - zapytałam całkiem niewinnie. Wyszczerzył się.
- Nie. Nic specjalnego, po prostu... dla rozluźnienia. - mruknął i znów się do mnie przysunął muskając moje usta swoimi wargami.
Paraliżował mnie za każdym razem w takich chwilach. Nie umiałam się ruszyć. Mógłby mnie wziąć tam gdzie akurat staliśmy, nie miałabym nic przeciwko. Był taki kochany... Robił wszystko pod moją dupę. Czasami mnie to wkurzało i wprost mu o tym mówiłam. Wtedy on stwierdzał, że mimo, że już nic nie mówię, nie wrzeszczę ani nie płaczę to on jest świadomy tego, że nie wybaczyłam mu do końca. Kiedy powiedział to po raz pierwszy, najpierw patrzyłam na niego bezmyślnie, a potem zrobiłam minę coś w stylu... 'Naprawdę, idioto?'
Ale coś w tym jednak było, choć może nie do końca tak jak on to określił. Dwadzieścia lat to jednak długo i minie chyba jeszcze trochę czasu zanim się całkiem przyzwyczaję i przestanę rano bać się otwierać oczy w obawie, że to okaże się tylko snem. A jego nie będzie.
- Rozluźniłeś mnie już wystarczająco... - zaśmiałam się i w końcu mu uciekłam.
Woda w basenie była ciepła, z resztą temperatura była wysoka. Jak tylko przebrałam się w strój kąpielowy, Mike nie odrywał ode mnie wzroku. Sam siedział na leżaku w samych jakichś spodenkach i przyglądał mi się jak poruszam się w wodzie. Momentami aż mnie to peszyło.
- Możesz się na mnie wciąż tak nie gapić? - zapytałam wychodząc z wody i podchodząc do niego. Uśmiechnął się cwanie.
- A na kogo innego mam patrzeć, co? Jak nie na ciebie. - wymruczał łapiąc mnie za rękę i pociągnął na siebie. Niespodziewanie znalazłam się n nim, siadając okrakiem na jego kolanach i obejmując za szyję. Pochyliłam się lekko w jego stronę. Odebrał to jako zachętę do pocałunku, i dobrze, ale odsunęłam się z szerokim uśmiechem. - Jak możesz... - starał się udać zasmuconego, ale marnie mu to wychodziło. Widziałam te iskierki w jego oczach i wiedziałam, że coś kombinuje.
- Co jak mogę? Nic nie robie. - mruknęłam zadowolona.
- Uciekłaś mi... - mruknął znów siadając prosto i przyciskając mnie mocno do siebie.
- Wydawało ci się... - wymruczałam zjeżdżając dłonią na jego pierś. Patrzył mi w oczy rozpłomienionym wzrokiem. - Co ci chodzi po tej kudłatej głowie?
- Mnie? - zdziwił się udając, że nie ma pojęcia o czym mówię. - Przecież ja mam myśli czyściutkie jak łza...
- Właśnie widzę. - mruknęłam patrząc na niego wymownie. Właśnie w tym momencie rozwiązał moją górę od stroju  i wsunął dłoń pod materiał nakrywając nią moją pierś. Uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- O co ci chodzi? - zamruczał mi do ucha, poczułam jak jego palce zaciskają się lekko...
- Jesteśmy w miejscu publicznym... - wyszeptałam lekko zdekoncentrowana. Skutecznie rozpraszał mnie delikatnie ugniatając w dłoni moją pierś...
- Nikt tu nie przyjdzie... Załatwiłem nam pełną dyskrecję. Możemy robić co nam się żywnie podoba... - wyrecytował półgłosem powoli ściągając ze mnie górną część stroju. Jakoś nie interesowało mnie czy ktoś mnie widzi. Bardziej byłam zajęta JEGO spojrzeniem, które zachłannie wbijał w mój biust... którym zaczął się czule zajmować.
- Mike, ja nie wiem czy to jest dobry pomysł... - zaczęłam, ale on chwycił mnie i w mgnieniu oka zamieniliśmy się miejscami. Ja pod nim na leżaku pół naga, on nade mną, przyglądał się pożądliwie mojemu ciału. - Nie wiedziałam, że masz takie zapędy, kochanie... - wymruczałam gładząc lekko jego tors. Uśmiechnął się cwanie.
- Ja też nie wiedziałem... aż do teraz. - stwierdził,  potem zbliżył się do mnie patrząc mi w oczy, pokrywając mnie niemal całą swoim ciałem. Westchnęłam, kiedy poczułam na sobie jego gorącą skórę. Albo mi się wydawało, albo był rozpalony... albo może to ja...
- Jesteś gorący... - mruknęłam kompletnie wytrącona z równowagi. Widziałam tylko jego... poza tym niczego nie rejestrowałam. No może... poza jego ręką, która powoli sunęła wzdłuż mojego uda... od wewnętrznej strony.
- Być może... Czuję się jakbym się palił. Z pożądania. To takie poetyckie... - zaśmiał się w końcu. - Kocham cię, po prostu. - szepnął. Patrzył mi przy tym w oczy.
- Ja ciebie też... - tylko tyle zdążyłam odpowiedzieć. Potem już nic nie mówiłam. Starałam się być cicho, ale nie było to łatwe. Miałam ochotę krzyczeć, gdy tak wolno poruszał się we mnie. I pomyśleć, że to basen... w każdej chwili ktoś może się tu zabłąkać. Ale nie obchodziło mnie to w tamtej chwili...
Potem wciąż czułam na sobie jego wzrok, kiedy zakładałam z powrotem na siebie strój. I nie krył zadowolenia. No cóż... przeleciał mnie w miejscu publicznym. Dobre.
- Przestań się tak szczerzyć w końcu! - rzuciłam w niego ręcznikiem, kiedy wciąż się uśmiechał. Zaśmiał się głośno, po czym wstał i chciał mnie złapać, ale mu uciekłam. - Nie lubię cię. Nabijasz się ze mnie.
- Ja z ciebie? - szczerzył się wciąż.
- Tak. A to ty tu masz niestworzone fantazje.
- Zaraz niestworzone. TA jak widać jest jak najbardziej STWORZONA. - poruszył lekko brwiami dając mi wiele do zrozumienia...
- Mam rozumieć, że to sobie zaplanowałeś?
- Nie. To był spontan. I przez to jeszcze lepiej smakował. - złapał mnie w koncu za rękę i tak po prostu czule pocałował. - I jestem ciekaw jednej rzeczy...
- Jakiej?
- Dlaczego byłaś tak cicho, zazwyczaj jesteś o wiele bardziej werbalna...
- Idź! - trzasnęłam go znowu ręcznikiem, na co zaczął się śmiać.
Wróciliśmy w końcu do pokoju. Nie chciało mi się przebierać, poza tym miałam zamiar założyć coś zwiewnego, więc przez cały hotel przeszłam w tym stroju. Mike był z tego bardzo zadowolony, przynajmniej do momentu, aż ktoś nie pojawił się na horyzoncie i nie wbił we mnie łapczywych oczu. Śmiałam się z jego miny.
W pokoju rozebrałam się rzucając na razie kostium na podłogę i przeczesałam włosy palcami. Poczułam jak mnie obejmuje od tyłu. Przytulił się do mnie mrucząc coś cicho do mojego ucha... że jestem piękna. Uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego przodem wtulając się w niego. Miałam nadzieję, że już zawsze bedzie tak dobrze...

3 komentarze:

  1. Jestem!
    Spotkanie z tatą Dony poszło lepiej niż myślałam xD
    Spodziewałam się gównoburzy a on zadowolony w sumie co mnie zdziwiło, bo nigdy Michasia nie kochał za bardzo, a fakt jak potraktował jego córkę to mało który ojciec by tak olał :P
    Wyjazd do Hiszpanii przypomniał mi trochę 1 część opo, chociaż i tak wyjazd ten różni się mega od tamtego. Całkiem inny klimat w zasadzie był, nie ukrywam że i tak pierwsza część jakoś w moim sercu cągle gości, podobało mi się jak oni do siebie podchody robili i wgl i ciągle nie mogę jakoś przeboleć że to się skończyło tak a nie inaczej. Ogólnie pewnie na miejscu Dony nigdy bym czegoś takiego nie wybaczyła, no ale jeśli jest szczęśliwa to dobrze :D
    Pozdrawiam i weny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najkrótszy komentarz ever w moim życiu:
    ZAJEBISTE






    Nie taki żart nie byłabym sobą. Nie byłabym również sobą gdybym choć raz mogła się zjawić normalnie, ale jak widać bawię się w ninje. Więc...
    Hej i przechodząc.
    No po prostu aż mi się pierwsza część w głowie przypomniała i najlepsze jej części. Aż śmichłam przy akcji z basenem xD wgl to myślałam, że ze strony ojca będzie jakaś masakryczna zjebka czy coś, po prostu on tam w progu na zawał kopyrtnie (nie, nie teść tylko Michael xDD) Więc jak już mówiłam na początku tam wyżej trochę ZAJEBIŚCIE. Chociaż trochę się boję tego ostaniego zdania i tych trzech kropek. Bo trzy kropki przeważnie zwiastują...COŚ (fajnie napięcie nie?) Kurde co ja gadam. Wiem farmazony bez sensu.
    To ja liczę na czyjąś śmierć ew jakieś dramy, bo te facety w Polsce robią swoje, ale mają to do siebie, że lubią się zagapiać xD
    Weeeemy dużo i buźka ;****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc to pisząc tą koncówkę byłam zdechła, leżałam w łózku i próbowałam nie umrzeć na zapalenie gardła xD Ciężko mi się to pisało ale chciałam skończyć bo trwłoby to jeszcze dłużej. ALe koniec końców, co tu dużo mówić, tak, COŚ będzie nie wiem tylko jeszcze kiedy dokładnie. xD Ale nikt już nie umrze, nie. :D
      Pozdrawiam.

      Usuń

Komentarz motywuje. :)