piątek, 9 grudnia 2016

Resurrection. - 19.

Witam! Nareszcie jest, już myślałam, że nie skończe tego przed świętami. :| Nauka zwaliła się na kupę ze wszystkiego, siadałam kiedy mogłam i pisałam po kawałku co mnie wkurzało i mam wrażenie, że to dupa nie rozdział, ale lepszy to chyba nie będzie. A jeśli chodzi o następny to możliwe, że czekać też będzie trzeba z tydzien co najmniej. No cóż, siła wyższa. xD Zapraszam. :)
***



- Uciekasz już...? - usłyszałam za sobą, kiedy zaczęłam zbierać swoje rzeczy.. A raczej ten ręcznik, który leżał na podłodze, moje ciuchy zostały od wczoraj w łazience. Chciałam się do nich jakoś dostać. Mimo wszystko jakoś nie uśmiechało mi się latać przed jego nosem z gołym tyłkiem, co by nie mówił przez ostatnie kilka godzin, ja nie czułam się jak jakaś bogini. Zresztą już się chyba napatrzył. Może i coś sobie ubzdurałam, ale to nieważne. Spojrzalam na niego przez ramię i uśmiechnęłam się lekko. Leżał na boku i obserwował mnie uważnie, jak sięgam ten ręcznik przyciskając do siebie kołdrę. Sam chyba niczego się nie krępował.
- Tak, chyba już najwyższa pora... - odpowiedziałam, ale nie zdążyłam nawet dokończyć swojej myśli. Poczułam jak mnie obejmuje. Przysunął się do mnie blisko w mgnieniu oka i przycisnął do siebie.
- Nic ci nie ucieknie. - wymruczał cicho i pocałował lekko moje odsłonięte ramię. Wzdrygnęłam się lekko. Przeszły mnie ciarki... bardzo przyjemne. - Zostań ze mną. - szepnął znów wciąż nie pozwalając mi się od siebie oddalić.
- Przecież byłam z tobą przez kilka godzin...
- Ale zostań jeszcze, proszę. - szepnął znów i przytulił się do moich pleców. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Był taki całuśny i łasił się...
Był dokładnie taki sam jak kiedyś. Tak samo mnie dotykał, tak samo całował, w taki sam sposób umiał mnie sobie urobić. Nie mogłam mu odmówić po prostu, nie chciałam. Nie chciałam tracić kontaktu z jego skórą, była taka ciepła... Westchnęłam cicho kiedy zaczął całować namiętnie moją szyję. No nie mogłam się opierać... Odwróciłam się nieco bokiem i przyłożyłam dłoń do jego policzka. Spojrzał na mnie.
- Zostanę. - powiedziałam na co uśmiechnąc się zadowolony. Aż sama się zaśmiałam na ten widok. Ale i tak nie przestał mnie całować. - Ej, powiedziałam już, ze zostanę. - mruknęłam kiedy przyciągnął mnie do siebie i znów zaatakował moją szyję a po chwili zszedł na dekolt. Poczochrałam mu lekko włosy. Zachichotał cicho. - Jesteś nieznośny! - próbowałam go odepchnąc, ale sie nie dał.
- Ale to przecież nic nie przeszkadza, żeby... - zaczął, ale teraz ja mu przeszkodziłam.
- Przeszkadza, bo ja muszę się ubrać. - powiedziałam znów podnosząc się i zawijając w kołdrę.
- Kiedyś nie byłaś taka wstydliwa. - wypalił. Poruszyłam nieco brwiami, ale nie zauważył tego. Za to ja w lustrze przed sobą widziałam dokładnie jak się skrzywił i zacisnął pięści na prześcieradle. Syknął coś cicho... Podpierdoliłeś się, kochany.
- Kiedyś. - mruknęłam bez niczego. - Teraz mam dwadzieścia lat więcej. - patrzył na mnie wielkimi oczami. Odwróciłam się do niego. - No co?
- Nic. - popatrzylam na niego przez chwilę a potem ruszyłam w stronę łazienki.
- Muszę się ubrać. - mruknęłam przerywając ciszę.
- Nadal uważasz, że posiadasz jakieś mankamenty? A co ja mam powiedzieć? To raczej ja powinienem jęczeć, nie ty. - podszedł do mnie i przytulił mnie obabuloną taką w tą pościel. Popatrzyłam na niego z politowaniem.
- Niczego ci nie brakuje. - mruknęłam znów spuszczając głowę.
- Tobie tym bardziej. - zmusił mnie bym na niego spojrzała chwytając mnie za podbródek. - Przecież bym cię nie okłamał. - to stwierdzenie w moich uszach brzmiało co najmniej dwuznacznie odnoście całej sytuacji... ale to nieważne
- Naprawdę? - uśmiechnęłam się smutno.
- Naprawdę. - chwycił moją twarz oburącz patrzac mi w oczy. - Powiedziałbym ci wszystko. - zapewnił po czym pocałował mnie delikatni jakby na potwierdzenie tych słów.
- Wszystko? Nawet jeśli to by sprawiło, że kazałabym ci się wynosic z mojego życia? - zapytałam cicho spoglądając na niego. Zająknął się. Patrzyl na mnie skołowany. Uśmiechnęłam się.
- Dona... czy ty... - zaczął kulawo.
- Co ja?
- Dajesz mi jakieś sugestie... Dowiedziałaś się... słyszałaś coś na mój temat niepochlebnego czy co...? - wydukał w końcu. Patrzyłam mu przez moment w oczy.
- Nie, niczego takiego nie słyszałam. - jakby odetchnął. Chyba zaczynał podejrzewać, że coś wiem. Nieważne. Nic nie mów, Mike...
- To dlaczego... - zaczął, ale nie zdążył dokończyć. Wspięłam się na palce i objęłam go mocno za szyję ściskając jak najdrogocenniejszą rzecz na świecie. Bo był mi najdroższy. Kołdra ześlizgnęła się ze mnie... Poczułam jego ciepłe dłonie na sobie. To było o wiele lepsze niz jakiekolwiek okrycie. Zagarnął mnie do siebie całą, tulił nerwowo jakby ktoś miał mnie mu zaraz zabrać Przeczesywałam jego włosy palcami i chłonęłam zapach ciała, wtuliłam twarz w jego szyję, a potem odsunęłam się nieco i wpilam w jego usta.
Nie pogłębiałam pocałunku i on też tego nie robił. Po prostu trwaliśmy tak przez ten czas, aż po kilku minutach oderwaliśmy się w końcu od siebie... Przełknęłam ślinę patrząc na niego... Wzrok miał pełen obłędu. Jakby coś nie dawało mu wiecznie spokoju. Ja wiedziałam co. Ale nie chciałam by cokolwiek mówił. Ani teraz ani nigdy. Tak jest dobrze.
Zadrżałam cała na ciele, kiedy się odezwał...
- Dla mnie jesteś najpiękniejsza, zawsze i wszędzie... - wstrzymałam oddech patrząc na niego. Czułam wyraźnie jak dłonie mu drżą. Przeżywał... ja zresztą też... - Kocham cię teraz i zawsze i nawet... po śmierci... - wydukał krzywiąc się lekko. - Zawsze... - zaczął szeptać. Sama zaczęłam cała drżeć. - Dona, ja muszę ci coś powiedzieć. - jego głos nagle nabrał hardości. A ja cała skręciłam się boleśnie w sobie. Nie, błagam... - Dona, ja... - chwycił mnie za ręce swoimi drżącymi. Patrzylam na niego przerażonym wzrokiem... - Ja chcę żebyś ty wiedziała, że naprawdę cię kocham, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, nawet coś niedopuszczalnego, niewybaczalnego i zrobiłem to...
- Przestań. - szepnęłam. Pokręcił tylko głową.
- Ja chciałem...
- O niczym mi nie mów, człowieku, ja nic nie chcę wiedzieć, rozumiesz? - wpadłam mu kolejny raz w słowo, ale on chyba nic sobie z tego nie robił. Obrał sobie za cel zrobić to co chciał i chyba nic go nie obchodziło. A ja nie chciałam nic wiedzieć, naprawdę.
Kiedy znów zaczął swój wywód, chwyciłam go oburącz za twarz i wpiłam się w jej usta zapierając mu dech. Chciałam go uciszyć i to chyba okazało się do tego najlepszym sposobem. Zamknięcie mu ust pocałunkiem. Powinnam to zrobić od razu. Na chwilę go to rozproszyło sądząc po tym cichym mruczeniu pełnym zdezorientowania, ale potem po jakiejś chwili objął mnie czule gładząc skórę na plecach i oddał pocałunek z całą mocą na jaką tylko go było stać.
Wplotłam palce w jego włosy przeczesując je raz po raz. Miałam nadzieję, że to wystarczy by zapomniał co chciał mi powiedzieć. Że w ogóle chciał mi coś powiedzieć. Ale kiedy się już od niego oderwałam okazało się, że się zawiodłam na własnych oczekiwaniach.
- Dona, czy za każdym razem będziesz mi tak zamykała gębę? - zapytał patrząc mi w oczy. Był skołowany, było to widać od razu na pierwszy rzut oka, ale co ja mogłam... nie chciałam.
- Tak. Jeśli będziesz chciał opowiadać mi bzdury... - nie wiedziałam czy on domyśla się już, że ja wiem, ale wytrzeszczył na mnie oczy.
- Bzdury? To nazywasz bzdurami? Dona, ja przecież... - zaczął znów, ale tym razem przerwało mu co innego i byłam z tego powodu bardzo zadowolona. Przynajmniej do czasu.
Zadzwonił mój telefon, do któego natychmiast podbiegłam nie pozwalając mu się zatrzymać, a próbował. Próbował mnie złapać bym go nie odebrała ale udało mi się to zrobić. Odwróciłam się do niego plecami przykładając aparat do ucha.
- Halo, słucham? - odezwałam się. W telefonie rozległ się kobiecy głos. Poznałam tą kobietę, to była dyrektorka szkoły do której teraz chodził mój syn... Była dość zdenerwowana. Kazała mi przyjechać do szkoły, jak najszybciej. Od razu wszystko zacisnęło mi się w środku. Ton jej głosu nie wskazywał na to, że stało się coś przyjemnego...
- ALe co się stało, dlaczego dzwoni pani tak nagle? Coś się stało z moim synem? - zarzuciłam ją od razu pytaniami. Poczułam jak... Mike... miałam go tak nazywać w swoich myślach...? Obejmuje mnie delikatnie i przygląda się. Chyba już wyczuł, że coś się stało.
- Jakby to pani powiedzieć... - usłyszałam w odpowiedzi. Kobieta starała się dobrać tak słowa, by nie zabrzmiały tak poważnie jak są w rzeczywistości.
- Niech pani mówi.
- Mateusza ktoś... zaczepił w szkole. - chwila ciszy.
- Zaczepił? - od razu domyśliłam się, że to nie była zwykła zaczepka.
- Tak, to znaczy... Nie chcę pani denerwować, chłopakowi nic się nie stało. Nasza ochrna natychmiast zareagowała...
- Co się stało?!
- Dwóch mężczyzn weszło do budynku szkoły i szukało go. Nikt niczego się nie spodziewał, więc szybko go odnaleźli i... - odchrząkneła cicho. - Chyba czegoś od niego chcieli. Chłopak się im postawił i trochę go poszarpali ale poza tym nic mu nie jest...
Poczułam jak lecę. Zamroczyło mnie na chwilę, zobaczyłam czarne mroczki przed oczami. Gdyby on mnie nie złapał pewnie rozłożyłabym się na podłodze jak długa.
- Dona?! Co się stało? - usłyszałam jak do mnie mówi cały zdenerwowany. Patrzyłam na niego wielkimi oczami w pierwszej chwili nie wiedząc nawet gdzie jestem. Potem do mnie dotarło. Rozłączyłam się nawet nie zastanawiajac się czy powiedzieć jeszcze coś tej babie czy nie.Obchodziło mnie teraz już tylko jedno. Musiałam jechać do tej szkoły i zabrać go do domu. Musiałam wiedzieć czy na pewno nic mu nie jest czy jest cały i zdrowy.
- Dona... - usłyszałam znów gdy pomagał mi się podnieść i  stanąć na nogi.
- Musze jechać do szkoły. - wymamrotałam czując jak kręci mi się w głowie.
- Co się stało? - zapytał natychmiast, ale moja mina chyba musiała mu coś powiedzieć, bo... momentalnie zbladł. Jakby zobaczył żywą śmierć.
Ja pewnie nie wyglądałam wcale lepiej...



Jej mina mi się nie podobała. Zresztą... cała ta sytuacja... Ona musiała coś wiedzieć. Te jej słowa... dały mi coś do myślenia, ale nie miałem pojęcia jakim sposobem miałaby się dowiedzieć czegokolwiek. Odrzuciłem to wszystko na bok, co nie było trudne biorąc pod uwagę to, że byłem pewny, że gdyby wiedziała cokolwiek tak naprawdę, już by jej tu nie było. A była, cały czas. Nie oddaliła się ode mnie ani o milimetr. Przeciwnie.
Ale teraz nie to mnie martwiło najbardziej, chociaż może powinno. Jej twarz... wyrażała prawdziwe przerażenie. Coś się stało, wiedziałem to od razu, nie wiedziałem tylko dokładnie co. Ale miałem zamiar się tego natychmiast dowiedzieć. Patrzyłem na nią dosłownie przez chwilę po czym uderzyło to we mnie jak grom. Coś musiało stać się z naszym synem... nawet nie chciałem sobie wyobrażać co. Nic innego nie mogło sprawić, że prawie zemdlała.
- Coś z Matem, prawda? - powiedziałem wciąż trzymając ją za ramiona by nie upadła na ziemię. Wyglądała mi na nie pewną jeśli o to chodzi, wolałem ją przytrzymać... Była blada, pewnie ja też. Czułem jak krew odpływa mi z twarzy. Zrobiło mi się zimno. Jeśli coś się z nim stało to mogło to oznaczać tylko jedno. I ja wiedziałem co. I wcale nie czułem się przez to spokojniejszy, że to wiem.
- Tak. - odpowiedziała trząsącym się głosem. Zresztą cała się trzęsła. Przycisnąłem ją natychmiast do siebie gładząc pod włosach. Nie wiem co starałem się zrobić w tej chwili. Uspokoić ją? Sam nie mogłem się uspokoić, a co dopiero uspokajać kogoś. Kimkolwiek ten ktoś jest.
- Co się dokłądnie stało, powiedz mi, proszę...
- Zaatakowali go! Znowu! Ja tego dłużej nie wytrzymam! - zaczęła szlochać. Wtuliła się we mnie jak bezbronne dziecko szukające pomocy i bezpieczeństwa. Ale ja sam nie miałem pojęcia co zrobić... Szumiało mi w głowie... Musiałem się uspokoić, zacząć myśleć trzeźwo i zimno. Pierwsze co, to musieliśmy po niego jechać.
- Posłuchaj - zacząłem chwytając jej twarz oburącz i patrząc jej z bliska w oczy. - Ubierz się, pojedziemy po niego razem. - powiedziałem gładząc kciukami jej policzki. NIe protestowała.
W ciągu kilku minut byliśmy gotowi i biegiem prawie lecieliśmy na dół do auta. Nogi mi się trzęsły, w sumie to nie wiedziałem co zrobię, ale wiedziałem jedno. Musiałem zobaczyć swoje dziecko. I ona a pewno myślała o tym samym, kiedy siedząc już  w aucie patrzyła na mnie przestraszona.
Widziałem jak kocha tego dzieciaka. Była przerażona. Nie jedna matka wyglądała nie raz bardziej opamiętale niż ona teraz. Po prostu... jej instynkt macierzyński wciąż musiał być bardzo silny. Niektóre kobiety z pewnych rzeczy po prostu nic sobie nie robią, nawet jeśli chodzi o ich własne dzieci. Dona była inna. Zresztą, ona pod każdym względem była inna, więc nie byłem zdziwiony tą reakcją. Mnie samemu też trzęsły się ręce, ledwo byłem w stanie kierować. Miałem nadzieję, że uda mi się dojechać do tej szkoły nie powodując żadnego wypadku drogowego.
- Już jesteśmy skarbie. - powiedziałem cicho spoglądając na nią i chwytając ją lekko za rękę. Spojrzała na mnie kompletnie przerażona.
- Nie wiem już co robić. - szepnęła wciąż patrując się w moje oczy. Zacisnąłem usta.
- Posłuchaj... Ja wiem, że marne będzie moje pocieszenie, ale zaufaj mi... Nic mu nie jest i nic mu się nie stanie, rozumiesz? Nie pozwolę na to. - podniosłem drugą rękę i pogładziłem znów jej policzek. Wciąz na mnie patrzyła tym przerażonym wzrokiem. - Chodźmy. Zaraz go zabierzemy i pojedziemy do domu.
Tak zrobiliśmy, wysiedliśmy z tego auta i polecieliśmy  w stronę wejścia do budynku. Nie miałem stuprocentowych dowodów na to co myślałem, ale kto inny to mógł być niż ONI? Uwzięli się kiedyś na mnie, a teraz na niego i wiedziałem, że tak łatwo nie odpuszczą. Od ostatniego incydentu na tym koncercie minęło już trochę czasu, ale ja wiedziałem, że w końcu coś musi się stać. Być może to wykrakałem, ale to było nie do uniknięcia.
Miałem jednak w sobie pewną siłę. Co by się nie działo później, Dona była teraz ze mną, a ja nie miałem zamiaru jej opuszczać już nigdy, choćby kosztem najwyższej ceny. Cokolwiek by nią było, nawet moje własne życie. Myślałem, że może uda mi się naprawić stary błąd. Może. Nie byłem pewny. Ale chciałem być z nimi i to była jedna z tych sytuacji, kiedy musiałem. I byłem.
Dona prawie wyrwała drzwi by dostać się w końcu do środka i pewnie pognałaby biegiem gdybym jej nie złapał. Spojrzała na mnie załzawionymi oczami.
- Oddychaj. Nic mu nie jest. Musisz panować nad emocjami, ja rozumiem, że jesteś matką, ale wpadniesz w nerwicę, jeśli nie postarasz się choć trochę uspokoić. Nic mu się nie stało, to najważniejsze, resztą się już zajmiemy. - powiedziałem do niej cicho. Przez myśl przemknęło mi, że może powinienem zadzwonić do facetów, ale nie było czasu. Co bym jej nie powiedzial i tak się gorączkowała.
- To nie takie proste. - powiedziała spoglądając na mnie. - Mam tylko jego tak naprawdę... - ścisnęło mnie  w żołądku. Objąłem ją z lekkim wahaniem, ale nie odepchneła mnie. Przyciągnąłem ją do siebie tuląc i wyszeptałem jej do ucha...
- Nie jesteś sama. Jestem z tobą, wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - pocałowałem ją w czubek głowy, a potem oboje na siebie spojrzeliśmy.
- Ufam ci. - objęła mnie i przytuliła mocno, poczułem jak wplata palce w moje włosy. - I też cię kocham. - dodała cichutkim szeptem.
Nie zdążyłem nawet powiedzieć jednego słowa. Wmurowało mnie to, przez moment patrzyłem na nią jak idzie po schodach na hol szkolny. Ruszyłem za nią, sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje, ale nagle zza jakiegoś filaru wyskoczyła jakaś kobieta. Widać było, że jest zdenerwowana. Stanałem gdzieś z tyłu, nie zauważyła mnie, trajkotała coś do Dony...
Rozglądałem się nieco. Nie wiedziałem czego szukam, ale nie czułem się tam bezpiecznie w tym momencie i chciałem jak najszybciej zabrać syna z tego budynku. W końcu podszedłem bliżej i złapałem DOnę za ramię. Ta kobieta chyba była nauczycielką w tej szkole, wytrzeszczyła na mnie oczy...
- To jest dyrektorka, ona zadzwoniła. - Dona wyjaśniła mi całą sprawę. - Policja już jest, muszę z nimi porozmawiać, wiedzą o tym, że ktoś już dwa razy chciał mu coś... - trząsla się znów.
- Uspokój się. Ja po niego pójdę, a ty idź z panią... Zaraz go zobaczysz.
Nie byłem pewny czy to ją uspokoiło, ale kiwnęła głową. Dowiedziałem się gdzie się znajdują, tak więc poleciałem tam. Nie spodziewałem się tylko, że nie odseparują tych gnoi od niego tylko wszyscy radośnie będą sobie siedzieć w jednej klasie!
Kiedy tam wpadłem, aż mnie cofnęło. Znałem te mordy. Nie potrzebowałem nawet oglądać tych tatuaży na szyjach, pamiętałem te gęby sprzed wielu lat, już miałem z nimi do czynienia jeszcze zanim... Że nadal im się chce w to bawić. Ale nieważne.




Wytrzeszczyli na mnie oczy wszyscy, a już zwłaszcza oni, kiedy wystrzeliłem w stronę dzieciaka, który, tyle dobrego, że siedział na drugim końcu klasy. W środku też był policjant, który pilnował tych dwóch... Ktoś mądry przynajmniej ich skuł.
Mat chyba też był zdziwiony akurat moim pojawieniem się, zapytał gdzie jest mama. Powiedziałem, że poszła z dyrektorką, a my musimy się szybko zbierać. Pierwotnie miałem zamiar przywieźc ich do domu, ale teraz wiedziałem, że to nie będzie dobre posunięcie. Jeśli tu byli, to na pewno nie byli tylko oni sami, ktoś musiał być na zewnątrz i obserwować całą sytuację. A więc z całą pewnością widział mnie i Donę. Nie mogłem tak po prostu odstawić go do domu. I musiałem zadzwonić do facetów.
Bez słowa zacząłem zbierać rzeczy syna  i wcisnąłem mu je w ręce ciągnąć do wyjścia. Policjant, który tam nagle się ożywił. Zatrzymał mnie i zaczął coś gadać, ale kompletnie go nie zrozumiałem.
- Mówi, że muszę tu zostać i złożyć zawiadomienie. - Mat przetłumaczył mi to wszystko. Spojrzałem na faceta. Nie miałem zamiaru tu stać i czekać.
- Niczego nie będziesz teraz skladał, dziecko. - powiedziałem w końcu. - Idź, wychodzimy... - facet znów coś powiedział.
- On cię chce skuć. - mruknął młody. Spojrzałem znów na faceta, który zbliżył się do mnie, chyba naprawdę chodziło mu to po głowie. Znów coś powiedział, ale mu przerwałem.
- To zbyt duża sprawa na wasze delikatne móżdżki, masz, zadzwoń pod ten numer. - rzuciłem mu pewną wizytówkę. - Ktoś odpowiedni skontatuje się z wami, do widzenia! - nie miałem pojęcia czy ktoś wytłumaczył mu o czym mówiłem czy może sam coś zrozumiał, nie obchodziło mnie to. Musiałem zrobić już tylko jedno. - Posłuchaj mnie... - zacząłem zatrzymując go. - Ja muszę zadzwonić. Zaprowadzę cię teraz do matki, zaczekacie na mnie. Dobrze? - kiwnął tylko głową. Nie wiedziałem co myślał, ale przyglądał mi się co chwilę kiedy schodziliśmy na dół. Dona już pędziła w naszą stronę.
- Mateusz, Jezu...! - i tak dalej. Nie byłem zdziwiony ani nie miałem do niej o to żadnych pretensji. Mimo tego co jej powiedziałem i tak wiedziałem, że uspokoić się dopiero wtedy gdy go zobaczy i sama własnoręcznie sprawdzi czy na pewno nic mu nie jest.
- Dona. Posłuchaj mnie... - udało mi się jakoś zwrócić na siebie jej uwage. - Ja muszę zadzwonić... Zaczekajcie na mnie ok? - kiwnęła tylko głową i zajeła się z powrotem swoim dzieckiem. Naszym dzieckiem. Już nawet nie chciałem się zastanawiać czy naprawdę coś podejrzewa...
Odszedłęm na bok tak by nie słyszeli nic z mojej rozmowy. Wykręciłem numer do Josha. Wiedziałem, że się wścieknie i nie pomyliłem się.
- Słucham?! - zaatakował od razu jak tylko usłyszał co mam mu do powiedzenia.
- Nie wściekaj się. Stało się, myślisz, że my mamy na to jakiś wpływ? Kontrolę nad nimi? Żadnej. My możemy tylko pilność Donę i młodego...
- Właśnie widze jak ich pilnujemy.- warknał.
- To już inna sprawa, ale nie będę mówił co o tym myślę. Myślę, że wiesz co myślę.
- Wiem. - przyznał burcząc. - Jedziesz z nimi do domu?
- Nie, włąśnie dla tego do ciebie dzwonię, nie czekam aż zajedziemy... Wydaje mi się, że powrót tak po prostu do domu nie jest dobrym pomysłem.
- Co masz na myśli? - chyba się domyślał.
- Przekonam Donę, by jechała do domu. Wyjedźcie jej na spokanie i eskortujcie... Ja zabiorę młodego i wywiozę na dwa trzy dni. Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
- Sam pojedziesz? Tak na pewno ktoś koczuje  i wszystko obserwuje! Myślisz, że pozwolę ci jechać z nim samemu?!
- NIe powiedziałem że pojadę samemu. Oczywiście, że będe chciał, żeby ktoś jechał z nami. Zadzwoń też gdzie trzeba. Niech zabiorą tych bandziorów... To nie jest sprawa dla polskiej policji, nie mają o niczym pojęcia.
- Zadzwonię. A ty streszczaj się w takim razie. My już jedziemy wszyscy. Część od razu zabierze się z tobą i młodym. Chciałbym tylko wiedzieć jak ty przekonasz do tego swoją żonę. - no właśnie.
- Jakoś dam radę. Kocha go nad życie, zgodzi się. Wytłumaczę jej że tak trzeba... Trzeba go na chwilę odizolować. W szkole na pewno nie będą mieli obiekcji po czymś takim...
- Pewnie nie. Powodzenia. - powiedział i rozłączył się. Westchnąłem. No to do dzieła...
Kiedy do nich podszedłem wszyscy razem z dyrektorką, która też tam była spojrzeli na mnie. Dona wcale nie wyglądała na uspokojoną. Mat był nieco bledszy niż zazwyczaj, ale chyba o wiele bardziej opanowany i spokojny niż jego matka. Westchnąłem. Wyobrażałem sobie co będzie jak jej powiem co chcę zrobić.
- To co, idziemy? - odezwałem się nie chcąc nic mówić przy obcej babie. Pewnie i tak nic by nie zrozumiała, ale wolałem nie ryzykować.
- Jasne. - odpowiedział młody i pociągnął za sobą matkę za rękę.
Kiedy już staliśmy przy aucie chyba zauważyli, że nie kwapię się z wsiadaniem do środka. Młody patrzył na mnie nieco powiększonymi oczami, ale nie dziwiłem się. Pewnie tego nie okazywał, ale byłem pewny, że jest co najmniej w lekkim szoku. Ile można?
- Co się stało? - Dona chyba bała się usłyszeć co mogę jej powiedzieć. Starałem się wyglądać na rozluźnionego i spokojnego, ale nie miałem pewności czy mi to wyszło... chyba nie bardzo.
- Posłuchaj, Dona... em... - co się stało z moim darem przekonywania, pomyślałem. - Nie denerwuj się, ale... bezpieczniej będzie jeśli zabiorę z miasta chłopaka na jakiś czas. - tak jak myślałem. Wytrzeszczyła na mnie oczy a zaraz potem przeniosła je na Mata. Wiedziałem, że nie będzie chciała się z nim rozstawać, zwłaszcza teraz.
- Co takiego? - wybąkała.
- Posłuchaj... - chwyciłem ją za rękę. - Trzeba go wywieźć na kilka dni, tylko kilka dni! - już widziałem jej oczy. Jeszcze chwila i jej wypadną. Miałem też wrażenie, że ma wielką ochotę walnąc mnie w łeb.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?! - wybuchnęła. - Wydaje ci się, że pozwolę swojemu dziecku w takim momencie być dalej ode mnie  niż dwa metry?!  A TY CHCESZ GO WYWIEŹĆ Z MIASTA?! GDZIE?!
- Dona, uspokój się...
- Nie będę spokojna! Jakiś debil chce wykończyć moje dziecko! A TY CHCESZ MI JE GDZIEŚ WYWIEŹĆ! IDIOTO!
- Tylko na dwa, góra trzy dni! Posłuchaj mnie! - złapałem ją za ramiona. - Trzeba go wywieźc, rozumiesz?! Wróci niedługo do ciebie, zrozum, tych dwóch na pewno nie przyszło tu samemu! Ktoś na pewno obserwuje wszystko z boku. - wyszeptałem. - On nie może od razu wrócić do domu, tak po prostu. Powiedziałaś, że mi ufasz, więc mi ufaj. - patrzyłem jej w oczy przez chwilę intensywnie. Młody tylko patrzył na nas nic nie mówiąc. Podejrzewałem, że jest po mojej stronie, ale raczej nie ma zamiaru walczyć z wlasną matką, która potrafi być uparta jak osioł.
- Obiecuję ci, że nic mu się ze mną nie stanie. - powiedziałem znów spoglądając wciąż w jej oczy. Nic nie mówiła przez dłuższą chwilę.
- A gdzie chcesz mnie w ogóle zawieźć? - odezwał się w końcu. I ja i Dona spojrzeliśmy na niego oboje.
- Nie powiem ci konkretnie bo sam nie wiem. - mruknąłem rozglądając się delikatnie na około. - Zresztą, lepiej, żeby nikt nie wiedział. Pojedziemy autostradą. Zatrzymamy się gdzieś po drodze. - wyjaśniłem. Miałem zamiar wywieźć go nawet i do Niemiec jadąc przez całą Polskę. I zrobię to jeśli będę musiał. Na razie jednak plan mialem taki, że pojedziemy na Poznań, a potem się zobaczy...
- Nie zgadzam się. - Dona przerwała króką chwilę ciszy swoim warknięciem. Westchnąłem. Wiedziałem, że ciężko będzie ją przekonać.
- Posłuchaj. Ktoś już tu po ciebie jedzie. Zawiozą cię do domu. Ja i Mat pojedziemy z resztą, nie będziemy sami. - szeptałem starając się, żeby ikt postronny niczego nie usłyszał. - Nic mu się nie stanie...
- Mamo. - odezwał się znów. - Czasami lepszym rozwiązaniem jest wybrać coś szalonego, naprawdę. - patrzył na nią razem ze mną. Nie wiedziała co zrobić. Było widać, że jest rozdarta.
- Ale ja się będę martwić! Skąd będę wiedziec, że nic ci nie jest?
- Przecież nie zostawię cię tu odciętej od wszystkiego, Dona. - mruknąłem znów i pogładziłem ją po policzku. - Będziesz wszystko wiedzieć. Będę dzwonił do ciebie nawet co godzinę, młody też. Zaufaj mi. - patrzyłem na nią przez chwilę. - Ja wiem, że ci ciężko, ale mozesz to zrobić. - przytuliłem ją mocno. Wczepiła się we mnie i nawet jeśli młody coś sobie pomyślał to nic nie powiedział. Zresztą pewnie sam sie domyślił, że coś było. Głupi nie jest.
Czułem też niemal na sobie czyjś wzrok, wiedziałem, że ktoś nas teraz obserwuje. I jeśli nie skontaktują o co tu naprawdę chodzi to i tak będę miał znowu problemy. Ale to nic, pomyślałem sobie. Widocznie przyszedł czas, żeby raz na zawsze rozprawić się z gadami...

4 komentarze:

  1. I jestem!
    O proszę, czyżby Mike'owi obudziły się wyrzuty sumienia i chce W KOŃCU powiedzieć Donie prawdę? Czas najwyższy, chociaż jej dziwne zachowanie wszystko utrudnia. Piszę, że dziwne, bo nie czaję dlaczego ona woli być okłamywana, bo to dla mnie logiki żadnej nie ma xD
    Zawsze myślałam, że chodzi w miłości właśnie o szczerość i prawdę, ona za to woli chyba jak się ją okłamuje. Ja gardzę ludźmi, którzy kłamią prosto w oczy, i to jeszcze ludzi których niby kochają. Dziecko okej, czasem rodziców oszuka czy coś, ale nie kurde dorosły facet i to własną żonę.
    Na Mike nie chce mi się złościć już nawet, bo on chyba nie ma już nawet jak odkupić tych win. W moich oczach były skończony, zaś Donie serio się dziwię. Ja na miejscu Mike to bym na siebie w lustrze nie mogła patrzeć, a on jest w stanie nawet ją jeszcze posuwać i dalej po tym trzymać język za zębami xD Moncy jest xD
    Co do akcji z synem - znów Ci illuminati? Jak niby w Polsce? No tak jak mówiłam ich wątek ze względu na moją wiedzę itd w tych sprawach to średnio mi w gusta trafił, oni by nawet nigdy na takiej zasadzie nie działali, a tym bardziej na synu MJ który nic w życiu póki co nie osiągnął, nie ma wpływu na ludzi i ogólnie.
    Prosze nie zrób mi tylko z tego kryminału, wystarczy mi jak w M jak Miłość czy Pierwsza Miłość - kiedyś zajebiste seriale o miłości i problemach życia ludzkiego, a teraz się zrobiły niczym tania sensacja z spiskami.
    Pozdrawiam i buziaki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż ja ci powiem, co będzie to będzie. Najwyżej się nie spodoba, a ja nie będę odbiegać od pierwotnych założeń, mówi się trudno. :D Z drugiej strony zaczynam myśleć, że pudło z tą drugą częścią, myślałam, że będzie fajnie, ale się zobaczy co dalej.
      A jeśli chodzi o te seriale, to nie wiem, ale ja sama nie widzę związku. xD Zresztą nie oglądam tego już od dawna, więc. :P
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Hej!!!
    Kto ma gogantycznego banana na twarzy? A no ja. A dlaczego? Bo się kurka wodna zaczyna coś dziać i mnie się to meeega podoba. Oj tak. Aż mnie nosi od tej ekscytacji, ale przechodząc do prawidłowej treści tej wypowiedzi. Zacznijmy od początku.
    No ja tutaj liczyłam na wielką prawdę. Zresztą wszystko by jej wyśpiewał tylko dlaczego ona nie chce? To jest Trochę chorę, bo teoretycznie powinnam zrozumieć logikę kobiet, bo sama nią jestem. Ale nie tu za żadne skarby nie potrafię pojąć takiej a nie innej decyzji. No cóż mam nadzieję, że niedługo, niespodziewanie nastąpi jakiś niespodziewany zwrot w tej sprawie. Ja liczę nie tylko na to, ale o tym za chwilę.
    Hmmm... Nie wiem czemu, ale ze mną jest coś nie tak. Jakoś od początku czekałam na wejście naszej kochanej grupki Illuminati. Bo ogólnie uwielbiam takie motywy w filmach i opowiadaniach i strasznie mi się to podoba, gdy jakaś organizacja zagraża życiu bohaterów. Więc to jest chyba jeden z moich ulubionych wątków, tak więc Love.
    Ha! A ja wiem gdzie się podział dar przekonywania Mike'a pożyczyłam trochę ;D No i w tym momencie uruchomił się mój dziwny trybik, który przypuszcza różne scenariusze. Bo skoro Michael planuje wywieźć Mateusza, to nasuwa się pytanie co z Doną? Jakby nie patrzeć zostaje w stolicy pod opieką genialnych agentów CIA czy czego tam, a trzeba pamiętać, że oni jakoś wolniej reagują. I tak sobie myślę, że fajnie by było jakby nasza grupka przestępcza coś wywinęła. Te moje marzenia wiem. Jakbym się dłużej zastanowiła umysłem takiego gostka to coś takiego miałoby sens. Jak zmusić swój cel do oddania się po dobroci? Odebrać mu ukochaną osobę. Tak wiem klasyka, ale uwielbiam. Chyba przedawkowałam filmy akcji ale trudno. Kurczę chyba przydługawa ta moja wypowiedź, a jeszcze tyle do powiedzenia, ale nie zostawię to sobie na zaś.
    Tak więc jak już kisnę i umieram z niecierpliwości, bo nie wiem jak wytrzymam ten okres czekania. Mogę ci natomiast życzyć masy weny, na to cudeńko.
    Pozdrawiam gorąco ;****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko Boska. xD No ja też lubią takie wątki, ale też bez przesady. Żaden przydupas się tu osobiście jeszcze nie pojawi. JESZCZE. :D Później będzie ciekawie. A w ogóle to nie wiem jak ja ujade do stycznia z tym bo nie mam już nawet czasu podrpać się po dupie a co dopiero pisać. xxD Ale się wyskrobie tak myśle :P
      Pozdrawiam. :)

      Usuń

Komentarz motywuje. :)