***
Nie mieściło mi się to w głowie, że mam teraz zostawić swoje dziecko i jechać do domu. Nieważne z kim on będzie, ja chyba oszaleję sama w chacie! Czułam, że znów zaczynam panikować. Przez moment nie mogłam nabrać tchu, on chyba to zauwazył, bo znów złapał mnie za ramiona.
- Dona, uspokój się, słyszysz?
- Jak mam się uspokoić, zabierasz mi syna a drugi koniec świata...!
- Jaki drugi koniec świata, kochanie, posłuchaj mnie! Patrz na mnie! - spojrzałam, ale miałam wrażenie, że za chwilę zrobi mi się czarno przed oczami. - Oddychaj. Nic mu się ze mną nie stanie. Mówie to po raz kolejny. - nie miałam pojęcia co zrobić, ale właśnie w tym momencie podjechał do nas jakiś samochód, ciemny, z przyciemnianymi szybami, a wysiadł z niego jeden z tych facetów, których nie raz widziałam... Patrzyłam na niego wytrzeszczając oczy.
- Nareszcie. - mruknął... Bill? Nieważne, patrzyłam teraz na młodego nie wiedząc już co zrobić, czy go z nimi puścić czy jednak się uprzeć i zabrać go własnoręcznie do domu i zamknąć się na wszystkie zamki.
- Mamo... - zaczął, ale chyba sam nie umiał wymyślić nic konstruktywnego.
- Co jest? - zapytal facet patrząc na nas. - Nie możemy stać tu do wieczora.
- Dona nie jest pewna czy... - Mike był bledszy niż zwykle... i dopiero teraz dotarło do mnie, że jego skóra całkiem straciła barwnik. Wcześniej jakoś o tym nie myślałam... To spostrzeżenie było na tyle oszałamiające w tej całej i tak szalonej sytuacji, że ani się nie odezwałam.
- Ja jej pomogę się zdecydować. - powiedział facet patrząc na mnie. Przeniosłam na niego wzrok. - Wsiadaj chłopcze do nas razem z nim. - zagnał ich, a ja momentalnie zaczęłam histeryzować.
- Ale jak..! Ja nie mogę!
Michael natychmiast znów znalazł się przy mnie.
- Dona... kurwa mać, już nie wiem nawet co ci powiedzieć, po prostu zaufaj mi. Jak tylko wyjedziemy z miasta, zadzwonię do ciebie i dam ci go do telefonu. Obiecałem ci przecież, że będę do ciebie dzwonił nawet co godzinę. Musimy jechać. - powiedział i z tego wszystkiego pocałował mnie mocno nie zważając na nic ani nikogo. Skutecznie mnie tym obezwładnił, kompletnie mnie wmurowało. Patrzyłam tylko jak wsiada do auta, w którym Mateusz już siedział od dobrych kilku minut.
- Niech pani wsiada, ja poprowadzę. - usłyszałam nagle inny głos. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam tego młodego, który kiedyś dał mi listę zakupów do zrobienia... Co miałam zrobić? Zrobiłam jak powiedział i wsiadłam do tego samochodu, mojego notabene, ale za kierownicą zasiadłam nie ja, a ten facet. Zamiast zapiąc pasy ja okreciłam się by zobaczyć jak drugie auto wyjeżdża i kieruje się w przeciwną stronę do tej, w który my mieliśmy zaraz pojechać. Natychmiast wyciągnęłam telefon, ale facet złapał mnie za rękę.
- On sam się z panią skontaktuje. My musimy jechać. W domu będzie pani bezpieczna...
- Tak?! A mój syn nie będzie w domu bezpieczny?! - skoro mnie mogli zamknąć w domu to dlaczego wywożą mi go? Byłam tak spanikowana, że nawet nie myślałam by się nad tym jakoś zastanawiać.
- Bo to nim się interesują. - odpowiedział krótko i odpalił silnik. Chwilę później jechaliśmy już drogą do mojego domu.
Nawet nie chciałam myśleć o tym co będzie jak już zostanę tam sama. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Jeśli nie zadzwonią dokładnie za godzinę chyba zejdę na zawał! Nie miałam zamiaru teraz tolerować żadnych spóźnień. Gdziekolwiek by nie byli i o której porze, ja chciałam na bieżąco rozmawiać z synem tak jak mi obiecał. Jak nie to wsiadam w samochód i jadę ich szukać. Nie ma chuja.
Czas strasznie mi się dłużył i nie minęła nawet ta obiecana przez niego godzina, kiedy w końcu poderwałam się z miejsca, na którym i tak nie mogłam usiedzieć i poleciałam do drzwi. Wyskozyłam na zewnątrz i zaczęłam walić do jego mieszkania. Prawie natychmiast ktoś mi otworzył, facet który przyjechał po mnie i mnie przywiózł. Zdziwił się nieco na mój widok. Nawet nie zdążył nic powiedzieć.
- Zadzwoń do niego! - zażądałam natychmiast, na co uniósł lekko brwi. - No dalej! - ponagliłam go. Coś w mojej twarzy chyba go przekonało, bo nic nie powiedział tylko wpuścił mnie do środka. Potem wykręcił numer.
- Halo? No. Twoja przyjaciółka awanturuje się, żeby się z tobą połączyć. - powiedział zerkając na mnie, a ja sie napompowałam.
- Wcale się nie awanturuję! - powiedziałam lekko podniesionym głosem. Facet uśmiechnął się, przez chwilę jeszcze rozmawiał a potem podał mi słuchawkę. Dorwałam ją jakby od niej zależało moje życie.
- Halo?! - zapytałam gorączkowo.
- Jesteś strasznie niecierpliwa. - usłyszałam jego ciepły głos. Wyczułam, że się uśmiecha. Od razu poczułam się lepiej, ale chciałam najpierw porozmawiać z synem.
- Daj mi syna. - powiedziałam od razu. Bez słowa podał mu telefon. Kiedy usłyszałam jego głos, w końcu odetchnęłam.
- Mamo, przestań w końcu. Za dwa dni bedę znowu w domu. Uspokój się. - chyba się martwił tą moją histerią.
- Już ci kiedyś mówiłam, że kiedy będziesz miał swoje dzieci będziesz wiedział co ja teraz czuję. Nie mogę się nie martwić o ciebie. - zaśmiał się cicho.
- Ja wiem, wiem. Ale czasami przesadzasz Tak jak teraz.
- Może i masz rację. - westchnęłam. - Ale nic na to nie poradzę. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zapytałam głosem pełnym niepokoju.
- Tak, mamo. - odpowiedział z lekkim politowaniem. - Jedziemy na Poznań autostradą.
- No to dobrze... Na Poznań... Zatrzymacie się w Poznaniu? Może ja przyjadę do was... - musiałam zacząć wymyślać, po prostu musiałam.
- Nie, mamo, przestań! Zostań w domu. Nic mi się nie stanie, nie panikuj. A poza tym nie wiem czy się tam zatrzymamy czy tylko przejedziemy przez Poznań.
- Jak to przejedziecie? To gdzie oni cię wiozą?!
- Nic mi nie będzie...
- Wiem, ale...!
- Mama... Spokojnie. Gdzieś tam się zatrzymamy, jak się zatrzymamy to się o tym dowiesz. Kocham cię, mamuś.
- Ja ciebie też - westchnęłam. - Daj mi tego pajaca. - mruknęłam na co sie zaśmiał. Po chwili znów go usłyszałam...
- I jak? Uspokoiłaś się chociaż trochę?
- Nie. - burknęłam. Zaśmiał się cicho.
- Ile razy mam ci mówić, że nic mu się nie stanie?
- Martwię się o was obu. - mruknęłam tak, że aż zwątpiłam, że mnie zrozumiał. Ale zrozumiał.
- O mnie nie musisz.
- Muszę. - chwila ciszy. - Niech tobie też nic się nie stanie. - dodałam.
- Nic się nie stanie, obiecuję. - powiedzial cicho. - Połóż się, odpocznij... albo idź do przyjaciółki. Josh, który cię odwoził, pojedzie z tobą.
- Dlaczego ma jeździć ze mną?
- Bo chcę mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Ja też się martwię. Nie ma mnie tam, jakos muszę to zorganizować, żeby samemu też nie oszaleć z niepokoju. - parsknęłam śmiechem.
- Ty? Ciebie chyba nic nie jest w stanie pokonać... - wymsknęło mi się to. Nie miałam zamiaru tego mówić, miałam na myśli to, że tyle lat w tym ... czymś. Nie wiedziałam jak to nazwać.
- Był moment, kiedy było blisko. - powiedział po chwili. Poczułam silny skurcz w żołądku, naprawdę zabolało, aż syknęłam. - Co się dzieje?
- Nic, nic... Chyba zaczyna mnie boleć brzuch od tego wszystkiego. - chyba się zaniepokoił.
- Kurde... - zaklął cicho.
- Co?
- No nie ma mnie przy tobie. - westchnęłam.
- Nic mi nie będzie. To tylko brzuch.
- Coś co wygląda niewinnie, może się okazać czymś bardzo poważnym.
- Chcesz mnie wysłać do lekarza?
- Powinienem. - zamyślił się. - Tak, powinnaś iść do lekarza.
- Przestań. - prychnęłam.
- Mówię poważnie.
- Ja też.
- Dona. - odezwał się surowiej. Aż uniosłam brew do góry. - Proszę. - dodał o wiele łagodniej. Nie miałam siły się z nim teraz kłócić.
- Pójdę jak już wrócicie.
- Jak wrócimy będziesz się migać. - roześmiał się lekko. Sama się uśmiechnęłam.
Rozmawialiśmy jeszcze jakąś chwilę. Jechali wciąż bez przerwy nie zatrzymując się na razie. Kiedy zadzwonił znów sam za godzinę, dokładnie co do minuty, znów poczułam się trochę lepiej. Jakaś mała cząstka ciężaru spadła mi z serca. Chciałam, żeby już wrócili. Obaj.
W aucie panowała cisza. Jedyne co ją zakłócało to praca silnika, który i tak nie był głośny, ale jednak. Oprócz tego od czasu do czasu ktoś się odzywał, ale nie prowadziliśmy żadnych długich rozmów. Kiedy spojrzałem na Mata zobaczyłem, że usnął. Siedział oparty bokiem o szybę i drzemał sobie. Uśmiechnąłem się lekko. Nic dziwnego, była już noc, ja sam też już byłem zmęczony.
- Jak długo będziemy jeszcze jechać? - zapytałem cicho wychylając się do facetów siedzących z przodu. Jeden z nich odkręcił głowę w moją stronę.
- Mamy w planach zatrzymać się przy granicy. - trochę mnie to zaskoczyło, choć sam spodziewałem się, że właśnie tak będą chcieli zrobić.
- A potem?
- A potem pojedziemy dalej. Nie daleko już... do najbliższego większego miasta, potem posiedzimy tak dzień i będziemy wracać. Myślę, że tylko na razie wystarczy.
Tak, odpowiedni ludzie już się zjawili i gości zabrali. Nie mogli działać na terenie Stanów, co oznaczało, że po prostu musieli urządzić sobie swoje siedziby gdzieś na terenie innych państw. Także w Polsce taka się znajdowała. Dlatego mogli tak szybko zareagować zanim polska policja o niczym nie mająca pojęcia zbytnio się w to zaangażuje. Też z tego powodu niemożności pracowania w Ameryce od razu wywieźli mnie do San Marino... wiadomo do kogo. Czasami mam wrażenie, że do dziś jestem w szoku jeśli o to chodzi.
Siedzieli wtedy w LA pod przykrywką, ale nigdy nie mogli sobie pozwolić na takie jawne działania w USA. Tak więc przez dwadzieścia lat wędrowałem z kraju do kraju kilka razy. Pamiętałem też pewną rzecz... To też często do mnie wracało...
Uparłem się i nie dali rady wybić mi tego z głowy. Powiedziałem, że muszę ją jeszcze choć raz zobaczyć po tym wszystkim. Tłumaczyłem, że muszę wiedzieć czy nic jej nie jest... A tak naprawdę chciałem zobaczyć jak wygląda. Czy naprawdę wpadła w czarną rozpacz, o czym opowiadała mi Janet. Bałem się. To nie było łatwe. Ostatnimi czasy nie poznawałem samego siebie, bałem się i oni chyba też, że się nie powstrzymam i tam do niej wypalę... Może i tak się stanie... ale musiałem ją zobaczyć.
Nie zgodzili się jednak od razu, musiałem wiercić im dziury w brzuchu przez dosłownie kilka miesięcy. Dopiero wtedy kiedy widocznie zauważyli, że nie odpuszczam i chyba nie odpuszczę w końcu wyrazili zgodę na małą konspirację.
Siedziałem wtedy w San Marino od pół roku. Nie wyłaziłem prawie wcale na zewnątrz. Elvis stwierdził, że im dłużej mi się przygląda tym większe odnosi wrażenie, że robię się coraz mniejszy. Być może chciał zażartować, ale utrafił. Schudłem ładnych parę kilo i widać to było gołym okiem. Nie czułem się najlepiej. Miałem nadzieję, że gdy będę mógł popatrzeć na Donę choć przez chwilę poczuję się choć trochę lepiej.
Była w Polsce. Wyjechała tam natychmiast po tym wszystkim, odcieła się od mojej rodziny. Janet próbowała się z nią jakoś skontaktować, ale... nie dawało to prawie żadnych rezultatów. Martwiłem się, by nie wpadła w depresję. Żeby nic jej się nie stało. Cale przedsięwzięcie polegało tylko na tym, by przywieźć mnie nieoznakowanym samochodem pod jej dom i zrobić coś by na chwilę z niego wyszła. To na miejscu okazało się małym problemem... Nie wiedzieli jak wywabić ją z domu.
Nie wyobrażałem sobie by miała ochotę teraz na jakieś spacery. Albo na robienie czegokolwiek poza siedzeniem w domu. Jeden z facetów poszedł na żywioł i zapukał do nich, otworzył mu ojciec. Nasz kolega próbował sprzedać mu jakąś bajeczkę, ale widać się nie udało. Musieliśmy stamtąd odjechać.
Byłem wściekły, kompletnie rozstrojony i cholernie tęskniłem. Zacząłem myślec, że to wszystko tylko pogorszy mój stan, ale nie odpuszczałem. Następnego dnia się udało. Drugi nasz kolega również improwizował, ale chyba wyszło mu to o wiele lepiej. Znów drzwi otworzył jej ojciec, ale ten nie dawał za wygraną, kiedy chciał mu je zamknąć przed nosem. Potem opowiedział co wymyślił.
Dla mnie najważniejsza była ta chwila kiedy w końcu wyszła do niego. W pierwszej chwili poczułem jak serce mi rośnie z radości... ale zaraz po tym... moja euforia szybko zniknęła.
Nie była zadowolona z tych odwiedzin. Jej mina wyrażała wszystko dogłębnie. Była wściekła, że musiała do kogoś wyjść, kiedy akurat nie miała na to ochoty. Nasz kolega coś jej mówił, ale ona tylko kręciła głową nie chcąc się na coś zgodzić. Nawet nie zastanawiałem się co on wymyślił, nie obchodziło mnie to. Byle tylko przytrzymał ją jeszcze przez chwilę...
W końcu powiedziała mu, żeby poszedł do diabła i schowała się w środku.
Serce biło mi mocno. Nie wiedziałem czy coś się po tym u mnie zmieniło. Wciąż za nią tęskniłem, wciąż chciałem... Co chciałem? Być z nią.
Wyglądała... jednocześnie pięknie i strasznie. Pięknie było jej w tej luźnej sukience, jakby tunice. A straszne były jej oczy, ich wyraz. Znienawidziła chyba cały świat, włącznie ze mną. Ukryłem twarz w dłoniach...
Z westchnieniem wróciłem do teraźniejszości. Dzieciak wciąż spał. Miałem ochotę pogłaskać go po głowie, ale bałem się, że się obudzi. Co bym mu wtedy powiedział? To byłaby co najmniej dziwna sytuacja. A jeszcze to z Doną... Jej dziwne sugestie... Naprawdę... zaczynałem myślec, że ona wie o wszystkim. Tylko niemożliwym się to wydawało z tego względu, że ona nie miała prawa po prostu się o niczym dowiedzieć, przecież nikt z nas jej niczego nie powiedział. Ja chciałem. Ale nie pozwalała mi dojść do słowa. I to było dziwne. Momentami przerażające.
Wciąż to do mnie wracało, ale jak dotąd nie umiałem sobie tego jakoś wyjaśnić. Skąd mogłaby się czegoś dowiedzieć. Z sieci? Od samego początku plotki krążą i chyba nic sobie z nich nie robiła, dlaczego teraz miałaby w nie uwierzyć? Nic nie trzymało mi się w tym kupy.
A tak w ogóle powinna mi chyba urwać łeb, a nie zacząć ze mną romansować.
Mimo wszystko i tak byłem szczęśliwy spychając to wszystkie gdzieś tam na dno. Wiedziałem, że prędzej czy później przyjdzie mi ponieść wszystkiego konsekwencje, ale odsuwałem to jak mogłem. Przecież jeszcze nic się nie dzieje, jeszcze nie teraz... Nawet przyszło mi do głowy, że... skoro ona nie chce słuchać, to może... Może po prostu tak to zostawię. Może tak będzie dobrze, łatwiej. Chciałem mieć na to nadzieję i miałem.
Ale oczywiście natychmiast znalazł się ktoś, kto obrał sobe za cel życia wybicie mi tego z głowy.
Moja siostra. Janet.
Telefon od Janet o trzeciej w nocy to norma. Ale teraz nie byłem zły, nawet się cieszyłem. Od pewnego czasu i tak nie mogłem spać, więc rozmowa może dobrze mi zrobi. Tym bardziej, że w dalszym ciągu to ona pozostawała ta osobą, która najlepiej mnie rozumiała. Zaraz po Donie, która nawet teraz potrafiła wszystko ze mnie wyciągnąć w ciągu kilku minut. LaToya może też trochę ma w tym swojego wkładu, bardzo się zmieniła przez te lata. Kiedy zdecydowałem się na tą szopkę, martwiłem się też o nią. Wiedziałem, że jeśli znów wpadnie w jakieś kłopoty, ja jej już nie będę mógł pomóc, będzie zdana sama na siebie, bo inni już dawno jej to zapowiedzieli, że nie będą jej za uszy wyciągać z kłopotów Tylko ja zawsze leciałem z zakasanymi rękawami i wszystko odkręcałem. Jak jej niańka.
I można by powiedzieć, że moje obawy się sprawdziły. Napytała sobie biedy i to poważnej. A ja byłem wściekły. Po pierwsze, na nią oczywiście, bo wciąż była taka nieodpowiedzialna. Wiedziała, że nie będę mógł jej pomóc, nie miałem pojęcia co sobie wtedy myślała, że 'zza grobu' machnę różdżką i jak zwykle wszystko rozejdzie się po kościach? Nie mogłem nawet anonimem nikomu w łape dać, bo wszystko oddałem żonie. Dopiero po kilku latach kiedy wszystko się ustabilizowało włączyłem się ponownie do świata muzyki, ale teraz było już spokojnie. Utwory, które wydawałem nosiły miano 'archiwalnych' i mówiło się, że napisałem je i skomponowałem jeszcze przed śmiercią po czym schowałem do szuflady. Tak dorobiłem się podobnego majątku, który miałem przed' śmiercią'. Ale teraz już przynajmniej żadna szuja nie próbowała mnie zgnębić. To był chyba największy plus całej sytuacji. Po drugie, byłem zły na siebie, bo istotnie właśnie nic nie mogłem zrobić. Bądź co bądź, to moja siostra i wściekałem się, że musi siedzieć w tym sama.
Ale kiedy LaToya tego jednego razu dostała po plecach w końcu chyba zaczęła się ogarniać. Stała się bardziej uważna, zważała na to co mówi i gdzie, jak się zachowuje. Nie zajęło jej zbyt wiele czasu na upodobnienie się do Janet. Chyba nawet to z niej zaczęła brać przykład, i dobrze. Cieszyłem się i odetchnąłem z ulgą. Od tamtego czasu nie pakowała się już w żadne poważne kłopoty.
Teraz dzwoniła Janet i pytała z uśmiechem na ustach z pewnością co u mnie.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałem śmiejąc się pod nosem.
- Właśnie widzę. Śmiejesz się, aa to była rzadkość ostatnimi czasy. - zauważyła. Zagryzłem lekko wargę. Wiedziałęm jak ona się odnosi do tego wszystkiego co robiłem ostatnio. - A jak Dona?- normalne, zawsze o nią pytała.
- A ty z nią nie rozmawiasz że mnie o to pytasz?
- Rozmawiam. Ale nie mogę jej powiedzieć wszystkiego, a ona też wszystkiego mi nie mówi. - stwierdziła. To mnie zaciekawiło.
- Czego ci nie mówi?
- Nie wiem. Ale za każdym razem gdy z nią rozmawiałam przez telefon czuję wyraźnie, że stara się nie wejśc na jakiś temat, który spowoduje to, że coś z niej wyciągnę. Mam podejrzenia czego to dotyczy Dlatego dzwonię. - poczułem ścisk w brzuchu. Moja siostra miała bardzo dobrą intuicję.
- Jakie masz podejrzenia?
- Że chodzi o ciebie. Powiedz mi co się tam dzieje. - westchnąłem.
- Nic. Co ma się dziać...
- Właśnie nie mam pojęcia. Ale jej enigmatyczne odpowiedzi i twój uśmiech dzisiaj każą mi sądzić, że coś się święci.
- Niby co?
- Nie wiem... To znaczy domyślam się, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Do czego, gadasz tak jakbym miał kogoś zamordować! - prychnąłem, ale domyślałem się co jej chodzi po głowie. Kiedy jej o tym powiem, pewnie wpadnie w szał.
- Wiesz doskonale o czym mówię. - przez chwilę nic nie mówiłem.
- Nie, nie mam pojęcia. - zaoponowałem. Chyba naprawdę chciałem iśc w zaparte.
- Wiesz dobrze! Ja czuję katastrofę, weź.. Zrób coś zanim ta katastrofa się wydarzy!
- Robię cały czas. - westchnąłem.
- To znaczy? - zapytała natychmiast.
- To znaczy... Że staram się jakoś... - westchnąłem znów. - Nie mogę przechodzić obok niej obojętnie, Janet. Ani obok syna.
- Jesteś samolubnym egoistycznym gnojem, Michael. Wiesz o tym? - trochę mnie tym podgrzała, ale w sumie... miała rację.
- Tak? Staram się ich chronić, to źle?! Po to tutaj jestem!
- To chroń ich tak, żeby ona więcej PRZEZ CIEBIE nie cierpiała. - wciągnąłem powietrze głęboko do płuc przymykając oczy.
- Dobrze wiesz... że zrobiłem to własnie po to... - zacząłem starając się nad sobą panować.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że jesteś chujem, zwłaszcza teraz! Ja ci mówiłam już wielokrotnie co masz zrobić! Nie sluchasz mnie w ogóle! Nic nie robisz!
- Robię! Właśnie, że robię... Staram się przynajmniej. - wyburczałem.
- Tak? To słucham. Co takiego starasz się zrobić?
- Powiedzieć jej o wszystkim! - wycedziłem do telefonu. Chyba zaniemówiła na moment. Byc może sie nie spodziewała.
- I co...?
- Nic. Ona zamyka mi gębę rozumiesz? Nie chce mnie słuchać. Kiedy rozmawiamy normanie, jest dobrze, ale jeśli mówię, że chcę jej coś powiedzieć, zamyka mi buzię! Nie pozwala mi nic powiedzieć. Za każdym razem!
Chyba ją to zastanowiło. Ale nie miała pojęcia o co chodzi.
- Nie wiem co ci powiedzieć, Mike. Cieszę się, że w ogóle próbujesz.
- Tak, raczej próbowałem. - burknąłem znów.
- Co znaczy próbowałem?
- To, że... W ogóle mam takie wrażenie, że... ona o wszystkim wie.
- CO?! Jak może wiedzieć i być taka spokojna?! Przecież oboje ją znamy i możemy się tylko domyślać jaką apokalipsę ci ona za to zrobi!
- No... ja też byłem takiego zdania, przynajmniej do niedawna.
- Próbuj dalej, przecież w końcu musisz jej powiedzieć. Nie wiem, może ona myśli, że chcesz jej powiedzieć, że masz żonę, dwójkę dzieci, psa, kota i pięć rybek w akwarium?
- Ta żona i dzieci to by się zgadzały, poniekąd. - prychnąłem. - Dziecko mam jedno. Poza tym...
- Co?
- Moze tak powinienem zrobić... Nic jej nie mówić. Skoro ona nie chce słuchać to...
- ZGŁUPIAŁEŚ?! - aż podskoczyłem od jej wrzasku. Wiedziałem, że tak będzie.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz. - westchnąłem.
- To po o opowiadasz te bzdury?!
- Bo może właśnie tak ma być? Może... tak powinienem zrobić, może w tej sytuacji to jedyne wyjście.
- Jesteś nienormalny! - wysyczała. - Jak możesz w ogóle o czymś takim myśleć! A dzieciak? Jemu próbowałeś cokolwiek powiedzieć? Czy tylko jej?
- Nie, tylko jej... A Mat... W sumie nie wiem co gorsze... Czy gdyby ona mnie znienawidziła czy on... Nie wiem. Nie chcę stracić żadnego z nich. Może zwłaszcza jego, bo... Chociaż ją kocham to wiem, że ta miłość może okazać się niewystarczająca by mi to wybaczyć, a on...
- Masz nadzieję na jakieś więzi rodzicielskie?
- Nie wiem... - westchnąłem zrezygnowany.
- Może tak być, ale na twoim miejscu nie liczyłabym na zbyt wiele. On lgnął do ciebie od samego początku więc może coś w tym jest, ale...
- Wiem co masz na myśli.
Znów nastała chwila ciszy. Myślałem. Nie wiedziałem co zrobić.
- I co? Wymyśliłeś coś?
- Nie. - prychnęła.
- Ja już ci powiedziałam co powinieneś zrobić. Mimo wszystko. Nawet tego, że ona nie chce tego słuchać.
- Ale jak ja mam jej to powiedzieć skoro ona za każdym razem zamyka mi usta pocałunkiem!! - warknąłem.
Trochę się zagalopowałem. Nie chciałem nic mówić o żadnej zażyłości, wiedziałem, że Janet się wścieknie. I nie pomyliłem się.
- Jakim pocałunkiem?! Ty jesteś CHORY!!!
- Przestań, proszę cie! - warknąłem.
- Co się tam dzieje skoro dochodzi do CZEGOŚ TAKIEGO?!
- NIC się nie dzieje strasznego!
- NIEEEE?!! A co to twoim zdaniem jest?! PATOLOGIA!!! Mówi ci to coś?!
- Nie przesadzasz troszeczkę?!
- JA?! To ty upadłeś na głowę! Jak oni w ogole mogli ci pozwolić tam polecieć! Przecież to od razu było wiadome, że ty nie usiedzić z daleka od niej! Powinieneś siedzieć wciąż na dupie w Kanadzie!!!
- Janet...! Błagam cię! Chociaż spróbuj mnie zrozumieć...
- Tego się NIE DA zrozumieć w ŻADEN sposób! I ja nawet nie będę PRÓBOWAĆ! Posłuchaj! Coś takiego jest gorsze niż obrzydliwe! Nie mieści się w definicji człowieczeństwa! Nawet zwierzęta tak nie robią! Jeśli będziesz w to dalej brnąć, ja ci przysięgam, że się ciebie wyrzeknę na śmierć! - nie miałem pojęcia dlaczego, ale jej ostatnie zdanie trochę mnie rozbawiło.
- O śmierci już coś wiem, dzięki.
- To nie są żarty, Mike! Opamiętaj się...! Ja nie mam pojęcia jak ja mam ci to powiedzieć tak, żebyś to ZROZUMIAŁ! - westchnąłem. Zaczynała mnie boleć głowa...
- Ja to rozumiem Janet. - powiedziałem w końcu.
- Nie wydaje mi się!
- Naprawdę. Ja wiem, że wszyscy na około macie rację. - przerwałem na chwilę. A potem zaczął znów. - Ale nie jestem w stanie panować nad tym co czuję.
- Nad tym co CZUJESZ?! Słuchaj, ja ci to bardzo szybko uproszczę! Wtedy będzie ci bardzo łatwo nad tym PANOWAĆ! To nie jest MIŁOŚĆ! Zachowujesz się jak samiec w rui! Gorzej! Bo nawet małpy w buszu podchodzą do samic bez TAKICH tajemnic!
- Panuj nad słowami, dobrze? - zdziwiłem się, że nie krzycze, a naprawdę mnie to wkurwiło. Wiedziałem o co jej chodzi. A to nie była prawda. Może byłem nawet niespełna rozumu już w tym momencie życia, ale wciąż się zastanawiałem... Dlaczego do cholery jasnej NIKT, dosłownie NIKT nie chce nawet RAZ SPRÓBOWAĆ postawić się na moim miejscu i zastanowić się przez chwilę nad tym co ja mogę czuć i przeżywać przez te wszystkie lata?!
I wtedy przypomniało mi się, że jednak jest taka jedna osoba na całym świecie, która doskonale wie co przeżywam i doskonale mnie rozumie. Potrafi też od czasu do czasu wesprzeć jakimś słowem. Rzadko, ale w najodpowiedniejszych momentach. Wtedy także. Nie wiedziałem jak mu się udaje utrafić w takim moment kryzysu jak ten. Ale po rozmowie z Janet dostałem maila. Zdawał sobie sprawę z przeżywanych emocji, z rozdarcia emocjonalnego, ze strachu i bólu z jednej strony, a miłością, tęsknotą i marzeniem o normalnym życiu z drugiej. Napisał mi tak...
Nie wielu na świecie jest ludzi, którzy z czystym sumieniem i ręką na sercu powiedzą ci, że wiedzą co w życiu robić tak, by było dobrze. Nikt tak naprawdę nie ma pojęcia na czym ten świat stoi, więc tak naprawdę nikt nigdy nie podejmie naprawdę właściwej decyzji, bo taka nie istnieje.
Dobre rady są na wagę złota, ale najczęściej to złoto ma też swoją cenę i WAGĘ właśnie. Zależnie od przeżywanych problemów waga konsekwencji podejmowanych decyzji będzie cięższa lub lżejsza. Będziesz mógł to unieść lub nie. Ale to wcale nie znaczy, że nigdy nie będziesz mógł już tego poruszyć. Zawsze warto jest próbować jeszcze raz i jeszcze, nawet jeśli to z czym będziesz się zmagał przesunie się tylko o milimetr, to już wielki sukces, bo jednak udało ci się to poruszyć. Nie podniesiesz tego, ale przeciągniesz dalej na przód na pewno.
W tym leży właśnie różnica pomiędzy suchym pojmowaniem świata przez ludzkość, która żyje w wyćwiczonym systemie życiowym, z dnia na dzień, a tymi, którzy muszą czasami nawet przed tym życiem uciekać. Rady przyjaciół i rodziny są dobre, ale nie sa WYZNACZNIKIEM decyzji, którą masz podjąc Posłuchaj przede wszystkim SIEBIE i tego co TY czujesz. Jeśli kochasz idź za tym. Jeśli ona cię kocha, to pójdzie razem z tobą. Nie ma innego finału tej całej historii.
Czytałem tego maila kilkadziesiąt razy i znałem go już na pamięć. Wyrecytowałem go sobie w myślach patrzą na swojego synka, który spał dalej oparty o szybę. Nie wiedziałem co będzie dalej, ale udało mi się podjąc przynajmniej jedną decyzję dotyczącą bieżących wydarzeń. Czułem, że ona wie, dlatego nie chciała bym mówił. Widocznie trzeba na to czasu. Jeśli to sprawi, że po wszystkim nie wykrzyczy mi w twarz, że mnie nienawidzi i że złamałem życie jej i naszemu synowi to będę milczał do momentu, aż prawda będzie mogła wyjśc na jaw. Nie popełnię też starych błędów. Ja wiedziałem, że ona wie, a ona wiedziała, że ja się tego domyślam. Nie miałem zamiaru ruszać się ani na krok. Miałem o co walczyć.
I jestem!
OdpowiedzUsuńNie mogę się jakoś przestawić w tym opo na zmianę 'nastroju' xD
W sensie zawsze (poza końcówką 1 części) był to gatunek z romansu, opowiadało to opo o miłości, jej powstawaniu i codziennych problemach gwiazdy, ale i zarazem zwykłego człowieka. Teraz trochę akcji i kryminału się prowadziło i nie mogę się chyba odnaleźć.
Ogólnie nie łapię jak wywiezienie młodego na 3 dni ma coś zmienić xD W sensie miesiąc/pół roku rozumiem, ale te 3 dni to oni nawet go nie zaczęli szukać jeszcze pewnie, bo zamachu na dzień po zamachu nikt nigdy nie planuje xD
No jak mówiłam nie mogę przeżuć ciągle tych illuminati, nie wiem już by mi bardziej kosmici by pasowali xD
Ogólnie bardzo mnie się spodobała postawa Janet i jej słowa, bo powiedziała zwykłą prawdę. Mike widzę wciąż lubi siedzieć w kłamstwie. Powinien bez zapowiadania "mam ci coś ważnego do powiedzenia" od razu bez ostrzeżenia wypalić do niej z prawdą, a nie jeszcze się doszukiwać, że ona nie chce znać prawdy z jego ust bo i tak się skądś domyśla. Nie rozumiem, jak on chce zbudować na tym coś prawdziwego, bo się nie da. To tak jakbym przyłapała faceta na zdradzie a potem udawała, że nic takiego nie było aby związek się nie rozpadł. Brzmi patologicznie? Bo jest.
Końcówka 1 części przez to też mi nie chciała wejść, bo widząc już takie kłamstwo zwątpiłam we wszelkie uczucie i jakoś do tej pory zamiast w nie znów uwierzyć, to się utwierdzam w przekonaniu że go nie ma, a może nawet w takim razie nigdy nie było.
Ja już serio wolę ich chyba w takim układzie osobno, niż razem. Było im serio lepiej, bo związek na kłamstwie nie ma racji bytu. Serio, więcej szacunku jej już ten Darek okazywał niż Mike, bo on to nic nie robi poza ochroną własnej dupy. Nie wiem, znielubiłam go jakoś xD
Czekam na nexta, może jak te akcje się uspokoją to wroci gdzieś mi ten wątek miłosny, a jak nie to trudno, przeżyję jakoś xD
Pozdrawiam:P
No ja tu sie nie spodziewam wcale, że ktoś go będzie tu podziwiał za jego poświęcenie. xD Ale martwi mnie to troche bo wymyślając to, już pomijając te iluminati całe xD, to wychodziłam z założenia takiego, że owszem, tchórz mu do dupy zajrzał i tak dalej, ale z miłości właśnie robi się najczęściej najgłupsze rzeczy. A tu się okazuje, że nie do końca udało mi się to tak pokazać. :/ W ogóle chyba nie udało mi się tego tak pokazać. Co jedynie moge zapowiedzieć to to, że długo ta farsa już nie potrwa, więc może coś się w tm względzie ustabilizuje. xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
A o jeszcze do tych trzech dni. xD To ja wiem, oczywiście, ale gdybym miała to tak rozciągać to nie skończyłabym tego chyba do samego wieku emerytalnego. xD
UsuńNie no oczywiście, to Twoja wizja i rób to wszystko tak jak Ty to widzisz. Ja mówie tutaj co ja widze ze swojego pkt widzenia jako obserwator, jedni bd podziwiać Michasia za trud i oddanie a inni tak jak ja będą go miec za zwyczajnego śmiecia, pkt widzenia zależy od pkt siedzenia :D
UsuńA Dony się uczepiłam bo też tylko patrzy na sb że ona wie, a syn to może w kłamstwie do końca życia być, ważne że ona wie i ma się dobrze xD
Nie no oczywiście rób jak Ty uważasz, mnie też często nie udaje się ukazywać w opo czegoś w sposób jaki zakładałam, ale nie zawsze to oznacza coś gorszego.
Pisz i nie marudź za dużo :D - ja tu jestem od marudzenia xD
Ok, nie ma sprawy. xD
UsuńJuż nie marudzę. :D
I'm back!!! My inglisz is lvl hard xD
OdpowiedzUsuńDoczłapałam się w końcu tutaj i aż mnie nosi. Nie żebym jakoś zła była czy coś. Po prostu nosi mnie z podekscytowania tą całą sytuacją. Znasz to uczucie, gdy czytasz coś co cię wciąga i kończysz dany rozdział, a następnego nie ma? To sobie pomyśl co ja odczuwam w tym momencie. Wiele pytań kłębi się w mej łepetynie na które niekoniecznie otrzymam odpowiedź. Przechodząc do treści właściwej, bo jeszcze się rozgadam i zaczne nawijać o tym co miałam na obiadek.
Jeszcze trochę i Dona zwariuje. Seryjnie popadkie w jakiś tam obłęd. No trzy dni to niby nie dużo, ale jednak. Nie wiem czy mam współczuć Mateuszowi, bo sama czasami mam coś podobnego. Znaczy nie tą sytuacje, bo w moim wydaniu byłaby to jakaś patologia ewentualnie kabaret. Wracając... Przewrażliwienie to tylko początek i moim skromnym zdaniem łatwiej by jej było (może) gdyby ona jednak "dowiedziała się" oficjalnie, że Michael to Michael, a nie transwerscyta z Las Vegas. Może by to coś zmieniło, albo totalnie nic. Już sama nie siem w tym wszystkim to jestem tak pośrodku.
Michael!!! *tu okrzyk radości* No gościu jedziesz po bandzie już od samego początku. Czy te dwadzieścia lat cię nie nauczyły, że to banda nieudaczników i te trzy dni nie wystarczą? Pójdź w ślady Dony. Wsiądź w samolot i poleć w pizdu, a ślad się po tobie urwie. Tak więc ten powinien pierdyknąć tak prosto z mostu a nie się czaić jak kot jakiś. Janet uwielbiam ją tak samo jak zmartwychwstałego Elvisa, który wie kiedy się pojawić, oczywiście nie mogę zapomnieć o bandzie agentów i grupce Illuminati. Dobra bo teraz idzie wywód. Czytając twoje opowiadanie nauczyłam się, że trzeba zwracać uwagę na szczegóły, bo one dają wiele podpowiedzi. I moja wyobraźnia zaczęła główkować czy ten ból brzucha to tylko tak przelotnie był czy coś więcej planujesz. Bo teorie są świetne. A właśnie przypomniało mi się stęskniłam się za osobnikiem zwanym Darkiem. Nie umarł on przypadkiem n tej delegacji?
Dobra ja się zmywam powoli, bo zostałam na dłużej niż planowałam xD Oczywiście czekam na to genialne cudo, bo ze mną jest coś nie tak i kocham takie pokręcone rzeczy.
Pozdrawiam i niech wena będzie z tobą ;***
Zapamiętałaś transwestytę z Las Vegas. xD Boże. :D W odpowiedzi na twoje pytanie; nie, ten ból brzucha nic nie zwiastuje. Szczegóły mówisz... Nie wiem czy akurat tu są jakieś istotne, jestem już dwa rozdziały do przodu, więc zapomniałam już co było dokładnie tutaj. :D Ale ogółem masz tu rację. :)A o Darka się nie martw,, niebawem wróci. xD
UsuńPozdrawiam. xD