***
Przez cały następny dzień miałam jeden wielki chaos w głowie. Nie umiałam się ogarnąc, wszystko leciało mi z rąk, jakby nie chciały mnie słuchać. Nie potrafiłam tego wszystkiego ogarnąć rozumem. To się wymykało wszelkiemu umysłowi, nie dało się tego pojąć, po prostu. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa i nie chciała odpuścić nawet w nocy. Nie spałam. Nie zmrużyłam oczu ani na minutę. Nie mogłam. Kiedy zamykałam oczy, widziałam Michaela w trumnie. To nie mogła być prawda, wciąż to sobie powtarzałam.
Leżałam w łóżku, nawet wcześniej nie zasunęłam rolet w oknie jak zawsze. Mateusz znów nocował u kolegi, nawet byłam z tego faktu zadowolona. Musiałam jakoś sie ogarnąć, sama siebie nie licząc całej reszty, nie chciałam by zauważył, że coś jest nie tak. Kiedy go nie było nie musiałam się wysilać i udawać, że wszystko jest w porządku, bo nie było.
Wszystkie moje nerwy były napięte do granic możliwości. Nie potrafiłam sie rozluźnić, czułam jak drgają w niektórych miejscach, aż mnie bolało. Przed oczami przewijały mi się setki wspomnień i obrazów, nie byłam w stanie tego sobie uporządkować. A musiałam. Czułam, że oszaleję, jesli czegoś ze sobą nie zrobię. Musiałam w końcu usiaść i coś przedsięwziąć. Problem polegał na tym, że nie miałam kompletnie pojęcia jak się zachować w tej sytuacji.
Miałam krzyczeć? Może powinnam, inni pewnie by się tego właśnie po mnie teraz spodziewali. Ale nie mogłam. Gardło miałam ściśnięte, nie mogłam jeść ani pić. Dygotałam pod kołdrą leząc od kilku godzin wciąż w tej samej pozycji i wlepiając oczy w okno przed sobą. To był kosmos, abstrakcja. Nie spotykałam się z tym codziennie, więc... to chyba nic dziwnego że nie wiedziałam co zrobić. Może powinnam płakać? Być może tez, ale to tez okazało się zbyt trudne. Nie wiedziałam co czuję. Czy jestem wściekła czy zrozpaczona. Nie wiedziałam nic. Wciąż i wciąż przywoływałam go w pamięci jak leżał w tej trumnie sztwny. Bo BYŁ SZTYWNY, przecież nie mogło być inaczej... A teraz...
W jednej chwili poderwałam się jak na komendę i wystartowałam do salonu. Otworzyłam tą samą szafę co wtedy i wyciągnęłam to samo pudełko. Wróciłam z nim szybko do sypialni i rzuciłam je na łózko, otwierając po chwili i wysypywując na pościel całą zawartość. Zaczęłam wszystko przerzucać w rękach. Szukałam tych paru zdjęc z pogrzebu. Był na nich dobrze widoczny, przecież... Czułam się jakbym popadała w obłęd.
W końcu dorwałam te fotografie. Nie zmieniły się ani o gram, wciąz przedstawiały to samo. Nie odłącznie, tylko Michael w trumnie, martwy. Więć co to wszystko znaczy...? Fakty mówiły same za siebie, ale nie byłam w stanie wypowiedzieć niczego na głos ani nawet o tym pomyśleć. On by nie zrobił czegoś takiego. Nie odważyłby się na to choćby nie wiem co. Chciałam w to wierzyć. Ale co w takim razie znaczy to co przeczytałam? Czy to na prawdę tylko jakiś wariat? Nie... Nie miałam na nic dowodu praktycznie... Ja też moge pisać co tylko mi ślina na język przyniesie.
To był prawdziwy koszmar...
Wpatrywałam się wciąż w te zdjęcia i znów dopadła mnie rozpacz. Ale teraz już nie wiedziałam czemu płaczę. Po prostu załamałam się. W jednej chwili, po prostu bez ostrzeżenia. Może to chwilowe, a może nie będę w stanie jutro podnieśc się z łóżka. Wiedziałam jedno. Nie mogłam tego tak zostawić, bo chyba naprawdę bym oszalała. Dziwiłam się, że pomimo tego, że skuliłam się w kłębek wyjąc po prostu na łóżku byłam jeszcze w stanie cokolwiek myślec. Myślałam, że zaraz po prostu umrę. Ale jednak coś nie pozwalało mi do końca zwariować. Coś budziło się we mnie i kazało mi się buntować. To był jedyny sposób na to, by przeżyć. Inaczej chyba naprawdę...
Musiałam zaprzeć się w sobie. Ból głowy wzmógł sie jeszcze, to chyba nerwy... Miałam specjalny środek, bardzo silny, ale nie miałam siły po niego iść. Droga do kuchni nagle wydała mi sie taka daleka i trudna... Co najmniej jakbym miała przejśc przez góry. Albo przenieśc je na własnych plecach. W końcu jednak na coś się zdecydowałam jak widać. Wyłam wciskając twarz w poduszkę by nie było mnie słychać zbyt głośno.
Dwadzieścia lat... a teraz co? Jak ja mam to sobie wytłumaczyć, jak ogarnąc to rozumem? Jak mam żyć? Nie miałam pojęcia jak się zachowam, kiedy znów go zobaczę. No bo... kto jest w stanie sobie to nawet wyobrazić? To się nie mieści w głowie i wciaż powtarzałam sobie to samo, wkółko, wciąż i wciąż, nie ustannie... ale nie wiele to pomagało. Dwadzieścia lat temu płakałam nad jego ciałem, tulilam go i szarpałam na przemian, błagałam, żeby się obudził, żeby na mnie spojrzał... Widziałam martwe oczy. Chciałam usłyszeć bicie jego serca, ale ono nie biło. Więc albo miałam jakiś koszmar na jawie, albo w końcu musiałam się załamać i nawet o tym nie wiem. Może właśnie siedzę w psychiatryku, w pokoju bez klmaek a to wszystko to tylko moja chora wyobraźnia?
Musiało być ze mną naprawdę źle skoro zaczynałam już myślec coś takiego. Tak bardzo go kochałam, że o mal wtedy sama nie umarłam. A teraz co ma się nagle okazać? Że co się wtedy stało? Zmartwychwstał? Bzdura! Nie umiałam przywołać sobie w głowie NIC, co by to wszystko jakoś tłumaczyło. Nie miałam pojęcia jaka rzecz mogłaby to wszystko sprawić i odpowiedzieć mi na pytanie JAK TO WSZYSTKO JEST MOŻLIWE?! Nie było takiej rzeczy. Nie wiedziałam czy mam go nienawidzić... czy kochać jeszcze bardziej. A może jedno i drugie? Co okazałoby się lepsze w takim wypadku? Może mi ktoś powiedzieć?
No tak, nikt mi na to nic nie odpowie, bo żaden inny człowiek na świecie nie miał nigdy do czynienia z czymś takim. I wciąż powracałam do jednej myśli... On by mi tego nie zrobił. Nie wiedział co do niego czuję? Tak po prostu... zrobiłby coś takiego? To nie mieściło się w moim pojmowaniu świata. W moim systemie wartości nie było czegoś takiego, dlatego nie umiałam sobie z tym poradzić. To była moja naprawdę czarna godzina. Myślałam, że naprawdę umrę w tą noc, tak jak leżałam w tym łózku.
A cała reszta? Pisał o Janet... Więc wszyscy wszystko wiedzieli? Wszyscy tylko nie ja. Nagle zaczęłam sobie przypominać wszystkie dziwne zachowania członków jego rodziny, które ignorowałam. Teraz to nabierało sensu. Wszystkie dziwne sytuacje zaczynały układać się w pewien sens. Im dłużej o tym myślałam i im więcej takich rzeczy sobie przypominałam tym czułam się gorzej. I te dwie sprzeczności... Z jednej strony niby dowód na całą sprawę, z drugiej rozum. Przecież to jest niedorzeczne! To nie może być prawda, coś takiego nie mogło sie stać. Niby słyszy się o tym czasami, kiedy jakiś nawiedzony człowiek grzebie w jakichś teoriach spiskowych z przeszłości i niby brzmi to całkiem fajnie, ale kiedy człowiek ma z tym coś wspólnego, odrzuca coś takiego. Bo to nie może być prawda i już! Żaden zdrowy na umyśle człowiek nie łyknie tego od tak! Tak jak ja nie mogłam tego przełknąć teraz.
Czułam jak coś rozdziera mnie od środka i już myślałam, że się nie uspokoję, kiedy po jakimś czasie mój oddech zaczął się stabilizować. Leżałam po prostu jak pół żywa w tej pościeli ściskając w ramionach poduszkę. To było absurdalne... ale jednak widziałam te wszystkie wpisy, nie wymyśliłam ich sobie. I nawet nikomu nie moge o tym powiedziec, bo każdy z marszu uzna mnie za wariatkę. I jeszcze jakaś Megan... Co to za Megan? Miał jakąs kobietę przez ten czas? Co... zwiążał się zaraz po tym jak...
Nie, kurwa! Nawet nie chciałam niczego rozważać, dlamnie to było niemożliwe i już! Umierałam w środku każdego z dnia z miłości i tęsknoty za nim, nie potrafiłam od nowa ułożyć sobie życia, zdesperowana wyszłam nawet za mąż za byłego chłopaka! A tu co się nagle okazuje...? Że co? Nie chciałam mówić tego na głos.
To było nie do zniesienia...
W końcu stwierdziłam, że muszę się ogarnąć. Leżałam tak w tym łózku już bardzo długo. Zwinięta w kulkę. W sumie to już zbliżał się ranek, kiedy w końcu coś postanowiłam. Musiałam się upewnić. Musiałam zdobyć jakiś namacalny dowód, nie podważalny na tą swoją szaloną teorię. Nie chciałam wierzyć, że to prawda i miałam nadzieję, że istotnie okaże się to jakąś pomyłką albo żartem. Nie miałam pojęcia co zrobię, jesli...
Ale co miałam zrobić? To pytanie było najwazniejsze. JAK miałam się czegokolwiek dowiedzieć? Przeciez nie zapytam go o nic wprost. Swoją drogą ciekawe czy by mi powiedział. Pewnie nie i na śmierć wszystkiemu zaprzeczał. Do na przykład Janet też nie miałam co dzwonić, bo też mi na pewno nic nie powie. Jeśli to prawda... to wiedziałam, że będzie trzymać jezor za zebami. Później jej go wyrwę, a zęby wybiję... Jeszcze przyjdzie na to czas...
Podniosłam się zmizerowana, kiedy na zegarku wybiła godzina szósta. Nie mogłam już dłużej wytrzymać, musiałam coś zrobić. COŚ, cokolwiek. Żeby się ruszyć. Inaczej zostałabym chyba w tym łózku już na zawsze. Dojście do łazienki było nie lada wyczynem, naprawdę. Kiedy jakotako się ogarnęłam i spojrzałamw lustro przeraziłam się. Wyglądałam strasznie. Nieprzespana noc dawała się we znaki i to bardzo... Byłam zmęczona, ale do tego stopnia, że nie byłam w stanie zasnąć. Na pewno nie teraz. Teraz miałam w głowie tylko jedno, musiałam coś zrobić...
Żeby zabić sobie jakoś czas, wzięłam się za generalne porządki. Chociaż z początku nie miałam nawet siły się udźwignąc, to z czasem szło mi coraz lepiej. Rozkręcałam się. Wyładowywałam się na szafkach, powierzchniach, które czyściłam. Każdy zakamerek, dosłownie każda dziurka została przeze mnie spenetrowana, w całej kuchni a potem w salonie... Kiedy weszłam do sypialni jedyne co zrobiłam to rzuciłam się na łózko i nareszcie zasnęłam. Nawet nie wiedziałam kiedy...
SPałam mocno, choć można by pomyślec, że nie dam rady po tym wszystkim. Po pogrzebie Michaela zanim dowiedziałam się o ciązy nie spałam całymi dniami i nocami. Nie mogłam. Nawet teraz zdarzały mi się takie bezsenne okresy, ale teraz t o było co innego. Mój organizm nie umiał sobie poradzić z ta nową potężną dawką stresu. Powoli w głowie zaczynał klarować mi się pewien plan. I kiedy obudziłam się wieczorem, wiedziałam już co zrobię.
Byłam nawet zdziwiona, że spałam tak długo. Obok na stoliku dostrzegłam kartkę, której wcześniej tam nie było. Wzięłam ją i przeczytałam.
Wróciłem już i poszedłem znów z kumplem do kina. A tak w ogóle, to Billy się tu do ciebie dobijał znowu. Dobranoc. :) Mateusz
Dobijał się? Miał pecha...
Musiałam spać naprawdę mocno, skoro nie słyszałam nawet jak mój syn wrócił do domu, a potem znów wyszedł. Żadnego pukania do drzwi też nie słyszałam. Nie miałam nawet pojęcia, która jest godzina. Kiedy spojrzałam na zegarek oniemiałam. Była już osiemnasta. Naprawdę długo spałam.
Zdecydowałam się pójść do niego. Jeśli będzie trzeba, przeryję mu całe mieszkanie, a wcześniej wyślę go po cukierka do sklepu na drugi koniec miasta. Byłam zdolna do takich głupot, ale coś mi mówiło, że pojechałby. Ale kiedy już stanęłam przed swoimi drzwiami, stchórzyłam. Moja odwaga opuściłą mnie tak szybko jak się pojawiła. Nie miałam pojęcia jak mam z nim rozmawiać mając w głowie coś takiego.
Ale jeśli nie zrobię nic, niczego się nie dowiem. Bałam się tego czego mogę sie tam dowiedzieć. Miałam nadzieję, że nic nie znajdę, chociaż podświadomie już wszystko wiedziałam i nie potrzeba było na to więcej dowodów. Ja jednak nie chciałam w to wierzyć. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła... Gdybym nie zajrzała wtedy do tej książki, w której pisał nic by się nie stało. A teraz... teraz znów chciałam szperać i pewnie znów znajdę jakąś bombę.
Nie, pomyślałam. Cokolwiek bym nie znalazła, muszę tam teraz iść i to poszukać. Choćbym się miała tam z nim bić. Już naprawdę nie myślałam racjonalnie. Wzięłam kilka uspokajających oddechów, które i tak nic nie dały i wyszłam na korytarz. Jak na zawołanie usłyszałam jakieś głosy dochodzące z jego mieszkania... Rozumiałam wszystko, choć nie były jakoś specjalnie głośne.
- Siły brak na ciebie, człowieku, dobrze, że nie pokazałeś jej umów rządowych! - ktoś na niego warczał chyba pod samymi drzwiami. Stanęłam nieco z boku pod ścianą by nie było mnie od razu widać przez wizjer. Słuchałam dalej.
- Daj mi już spokój! Przecież to nic takiego! - odezwał się... Billy? To było tak chore...
- Nic to ty masz w głowie. Warunki umowy mówią wyraźnie, że miałeś trzymać się od niej i młodego z daleka, tylko pod tym warunkiem pozwolili ci wyjechać z Kanady i przyjechać tutaj! A ty jeszcze dobrze się tu nie urządziłeś zacząłeś zapraszać żonkę na kawkę! - coś ścisnęło mnie w żołądku.
- Przestań! - wysyczał. - Robię więcej niż wy wszyscy razem wzięci, ile czasu ich szukaliście?! - tamten chyba chciał coś powiedzieć, bo... Bill... zaczął znów zanim tamten zdążył... - Nie wkurwiaj mnie. I zabierz się za robotę. Jeśli zajdzie taka potrzeba to o wszystkim się dowiedzą, teraz nikt nie wie o niczym i tak ma pozostać.
- No tak, bo gdyby się dowiedziała, pierwsze co by zrobiła to urwała ci jaja. - może powinnam. Tamten tylko prychnął i zaraz drzwi się otworzyły. Próbowałam przywołać obojętny wyraz twarzy, ale jak mówiłam... Ciekawość pierwszy stopień do piekła.
Facet który wyleciał z mieszkania wpadł prawie na mnie. Popatrzyłam tylko na nich, a potem wydukałam, że ja do lokatora mieszkania. Facet poszedł rzucając JEMU wściekłe spojrzenie i zostaliśmy sami. Patrzyłam na niego i pomyślałam, że chyba zwariowałam. Ale przyszłam tu więc nie miałam zamiaru się wycofywać.
- Hej... Coś się stało? - odezwał się, kiedy ja dłuższą już chwilę milczałam. - Jesteś blada... - ciekawe dlaczego...
- Nie... nic się nie stało. Głowa mnie boli. - odpowiedziałam pierwsze co przyszło mi na myśl. Miałam ochotę uciekać. Chyba nie było takiej osoby na świecie, która była by w stanie doradzić mi co robić w takiej sytuacji.
- Wejdź, dam ci coś. - uśmiechnął się, a kiedy nie ruszałam się z miejsca z tym samym uśmiechem chwycił mnie za rękę i wprowadził do środka. Cała się spięłam. Gdyby wiedział, że ja coś wiem, inaczej by wyglądał... Przechodziłam akurat obok lustra. Naprawdę nie wyglądałam za wesoło.
- Siadaj. - mruknął zaczynając grzebać po szafkach, byliśmy już w kuchni. Boże, pomyślałam, rozglądając się po całym pomieszczeniu jakbym była tam po raz pierwszy. Tu raczej nic nie znajdę. Kilka minut później podał mi kubek. - Wolisz posiedzieś tutaj? Czy... - uśmiechnął się znów. - Jak faceci wrócą, będzie tu małe zamieszanie. Mieszkają gdzie indziej, ale tu zawsze się zwalają.
- Co to za goście w ogóle? - zapytałam w końcu patrząc na niego. Analizowałam każdy jego ruch, każdą minę, uśmiech, spojrzenie... I coraz bardziej zrozpaczona dochodziłam do wniosku, że moje chore obserwacje dowodzą tego co myślę... Zająknął się zanim odpowiedział. Kolejny sygnał...
- To... moi znajomi. Coś w stylu ochroniarzy. Pilnują mnie. Nie jestem żadną gwiazdą, ale przez te teledyski niektózy ludzie... Można powiedziec, że im odbiło i nie moge na razie przebywać cały czas całkiem sam. - wyjaśnił. Jeśli wymyślił to na poczekaniu to jest to nawet całkiem przekonująca bajeczka.
- Aha. - mruknęłam tylko dalej na niego patrząc. Uśmiechnał się. Chyba to zauważył...
- DLaczego tak mi się przyglądasz? - teraz ja się zająknęłam.
- Tak po prostu. - spuściłam wzrok na swoje kolana.
- Weź tabletkę. I chodź. - powiedział w pewnej chwili. Łyknęłam szybko to co mi dał mając nadzieję, że to uśmierzy nieco nie tylko ból głowy, ale i coś jeszcze co we mnie szlało. Pociągnał mnie znów za rękę... Jego dotyk sprawił, że przeszły mnie zimne dreszcze.
Zaprowadził mnie do sypialni. Czułam się naprawdę dziwnie, kiedy usiadłam na jego łózku zezując na boki w poszukiwaniu... sama nie wiedziałam czego. Najbardziej mój wzrok przyciągała tamta szuflada.
- W sumie to... - usłyszałam jego głos. Spojrzałam na niego. - Zanim przyszłaś, miałem zamiar wziąc prysznic... Nie obrazisz się jeśli...
- Nie, idź. - powiedziałam chyba trochę zbyt obcesowo. Jak najbardziej mi to pasowało. Żeby się tylko tam zamknął to będzie cudownie.
Więc poszedł. Siedziałam na tyłku tylko przez trzy setne sekundy. Jak tylko drzwi się za nim zamknęły dopadłam do tej szuflady i wyciągnęłam znów tą wielką księgę jego... Przekartkowałam do końca, ale nic nowego się nie pojawiło. Poczułam narazstającą frustrację. Odłożyłam to, ale zaraz zaczęłam grzebać za czymś jeszcze. I nawet znalazłam.
Gdzieś na samym dnie pod innymi ksiązkami leżały trzy zdjęcia. Wzięłam je do rąk i przyjrzałam się... Serce staneło mi w gardle. Na jednym byłam tylko ja, to chyba był ogród w Neverland. Na drugim byłam ja i syn, mógł mieć wtedy z dziesięc lat... I miał, nagle sobie przypomniałam. To było to zdjęcie, które podarowałam Janet, która upierała się, że chce coś mieć, wtedy kiedy niespodziewanie wpadła z siostrą kiedy ja wróciłam do kraju... No proszę. Na trzecim byłam znów ja, ale z Michaelem. Nie umiałam określić w którym momencie zostało zrobione, ale na pewno przed ślubem bo nie było obrączek. Patrzyłam na to jeszcze przez chwilę, po czym profilaktycznie zerknęłam za siebie i wsadziłam zdjęcia tam gdzie były i zatrzasnełam szufladę.
W ciągu pięciu następnych minut przeszukałam całą komodę, ale niczego więcej nie znalazłam. Musiałam jeszcze coś znaleźć, jakiś niepodważalny, nie do pobicia dowód. Tylko... co zrobię kiedy już go znajdę? Wytknę mu go przed nos? Chyba nie miała bym odwagi... W ogóle nie wiedziałam co zrobię, ale szukałam dalej, po prostu musiałam.
Z łazienki wciąż dochodził szum wody, więc czułam się bezpiecznie, na pewno mnie nie przyłapie, na razie. Pobieżnie przejrzałam inne szafki, ale tak też nic nie było. Byłam czujna co chwilę nasłuchiwałam, ale wciąż słyszałam wodę i jak tam coś robi. Zostało mi już tylko łóżko i dwie małe szafeczki po jego obu stronach. W łóżku niczego nie spodziewałam się znaleźć, ale i tak je przewaliłam, potem starając się je jakoś ułożyć, żeby nie podpadło. Chyba mi sie udało... Chyba. Potem zaatakowałam szafki nocne.
W pierwszej jak dotąd nic nie znalazłam. Ale w drugiej...
Otworzyłam najpierw drzwiczki zerkając znów za siebie, ale wciąz byłam bezpieczna. Nie było tam zbyt wiele rzeczy. I nic ciekawego, przetrząsnełam wszystko. Dopiero kiedy wysunęłam szufladkę coś wpadło mi w rękę. Dwie rzeczy.
Pierwsza z nich to była dość gruba teczka na gumkę. Z walącym sercem otworzyłam ją szybko i przejrzałam. Na początku było coś z wytwórni jakiejś tam, tytuły piosenek na płytę, cały projekt chyba... Pierdoły jednym słowem, nie tego szukałam. Głębiej znalazłam w końcu coś ciekawego. Tak jakby ciekawego...
Zauważyłam dziwny rządowy stempel... Jakaś agencja. CIA? Wolne żarty, pomyślałam. Zagłębiłam się w to nieco głębiej i doznałam małego szoku. Były tam wszystkie dokumenty. Akty notarialne wielu nieruchomości zapisanych na jakiegoś faceta, którego nie znałam. I nazwisko Michaela jako rezydenta. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że... daty wskazywały na lata grubo po jego 'śmierci". Rok 1990, 1995, 2000, 2003... i tak dalej... I teraz. Dalej w ręce wpadły mi papiery cywilne. Kilka różnych nazwisk... Matko Boska, tego było chyba już za wiele.
Tak, pomyślałam, to mi chyba wystarczy. Był tam papier nawet z jego zdjęciem z 1988 roku, data trzy tygodnie przed... tym. Dokument mówił o zakwalifikowaniu do jakiegoś programu pozarządowego czy coś... Nie wczytywałam się w to, ale tego typu dokumenty ciągnęły się potem egzemplarzami aż do tego roku. Do każdego dołączone zdjęcie.
Czułam uderzenia gorąca. Mimo, że to znalazłam dalej nie wierzyłam. No bo jak? W to po prostu NIE MOŻNA wierzyć, przecież to jest nie do pomyślenia... W życiu nawet nie wyobraziłabym sobie czegoś takiego, a tu... Nie, po prostu nie.
Już miałam to wszystko chować, zamknęłam teczkę i wsadziłam ją na miejsce, kiedy w ręce wpadło mi jakieś pudełko. Gorzej już chyba być nie mogło, zupełnie machinalnie je otworzyłam i zobaczyłam złota obrączkę z pięcioma maleńkimi diamencikami. Taką samą jak moja tylko trochę większą. Chyba nawet nie zrobiło to już na mnie większego wrażenia.
Zamknęłam je, wsadziłam na miejsce i zamknęłam szufladę. Usiadłam na łózku. Czułam się jak emocjonalna mumia. Wyssana, wysuszona, po prostu jakby... nie wiem. To chyba był szok. Kompletny chaos, nie wiadomo już było co z tego co pamiętałam było prawdą a co nie. On w trumnie, nie oddychający... Koszmar. Karetka przed domem, ludzie biegający w te i wew te w Neverland... On na podłodze... Koniec.
Ukryłam twarz w dłoniach. Chciałam wiedzieć już tylko jedno. JAKI musiał to być powód, dla którego zrobił coś takiego?
Zauważyłem jej nieco dziwne zachowanie, ale nic nie powiedziałem. Ostatnio stwierdziłem, że by może dopatruję się w czymś czegoś czego nie ma. Zdecydowałem trochę zwolnić i cieszyć się, że w ogóle ze mną jest, że mogę spędzić z nią choć trochę czasu. Jednak wciąż bez względu na to co myślałem, widziałem teraz coś niepokojącego w jej oczach. Wtedy uciekła tak szybko... Można by pomyśleć, ze coś się stało. Ale co mogło się stać? Cały czas była ze mną, uśmiechnięta. A potem...
Nie, pomyślałem, jeszcze chwilę i wpadne w jakąś paranoję. Sam nie wiedziałem, co takiego mogloby ją wytrącić z równowagi. Bo bezsprzecznie nagle stała się nerwowa, niespokojna... Mimo wszystko, wciąż to wałkowałem, nawet teraz pod tym prysznicem. Zastanawiałem się czy to nie przewrażliwienie. Może po tylu latach tego wszystkiego, życia w odosobnieniu, nie umiałem już niczego rozsądnie osadzić. Możliwe.
Ważne było dla mnie to, że jednak chce tu przychodzić, no bo musi chcieć, skoro tu jest. Ta świadomość była naprawdę pocieszająca. Już nawet powoli zaczęły mnie opuszczać wyrzuty sumienia. Może nawet nie będę musiał o niczym jej mówić... Tego typu myśli nieśmiało zaczynały nawiedzać moja głowę. Ktoś z pewnością wrzuciłby mnie do jednego wora ze wszystkimi innymi świniami świata. Ale prawda była taka, że nikt nie miał pojęcia o takim życiu jakie zostało mi narzucone już dawno temu. Tak naprawdę nigdy nie miałem takiego swojego prawdziwego życia.
Z drugiej strony ktoś kto zechciał by w to bardziej zagłębić powiedzialby, że teraz powinienem się cieszyć, w końcu doczekałem się tej swojej upragnionej wolności. To nie jest ta wolność, której chciałem. Sam chyba nie wiedziałem już czego chcę. Kiedyś chciałem uciec. Uciekłem. Mówiłem, że w ten sposób ochronie swoją rodzinę, a tak naprawdę ja zniszczyłem. Pragnąłem dziecka, a to dziecko cale życie wychowywalo się bez ojca. Tego nie da się nadrobić. Nie ma tej specyficznej więzi i juz pewnie jej nie będzie.
Ogarnąłem się w końcu. Wyszedłem spod prysznica ocierając twarz ręcznikiem, wtedy usłyszałem coś, jakiś dźwięk przypominający trzaśnięcie drzwiami szafki. Stanąłem na chwilę w miejscu, ale w przeciągu następnej minuty nie powtórzy się nic podobnego, więc westchnąłem tylko i naciagnalem gacie na tylek. Nie krępując się wielce po prostu wyszedłem z powrotem do sypialni. Jej reakcja była co najmniej dziwna... Jesli można to tak nazwać.
Podniosła głowę spoglądając na mnie. Dostrzegłem łzy w jej oczach. Oprócz tego dało się od razu zauważyć, jakie są zmęczone... Właśnie takim zmęczonym spojrzeniem mnie obrzuciła. Nie wiedzieć czemu ale poczułem lekki skurcz niepokoju w okolicy żołądka. Nie miałem pojęcia co tak na nią nagle wpłynęło. To było niepokojące...
Podszedłem do niej natychmiast i usiadłem obok, na łózku. Nie patrzyła już na mnie, spuściła swój wzrok na kolana. Ścisk w żołądku niespodziewanie się nasilił. Aż złapałem się za brzuch...
- Co się dzieje? - zapytałem odgarniając jej kosmyk włosów za ucho. Wzdrygnęła się lekko... - Kochanie...
- Nic mi nie jest. - weszła mi w słowo nie pozwalajac powiedzieć nic więcej. Zagryzłem lekko wargę wciąż na nią patrząc, ale ona chyba nie chciała patrzec na mnie.
- Krępuję cię? - zapytałem, w końcu sedziałem obok niej w samych gaciach. Ale jej odpowiedź całkowicie mnie zaskoczyła. Zaśmiała się, jakbym opowiedział jej właśnie dobry kawał.
- Nie, zupełnie mnie nie krępujesz. - odpowiedziała w końcu ale wciąz na mnie nie patrzyła.
Nie mialem zielonego pojęcia co się stało. Jeszcze tak niedawno była taka radosna, śmiała się i żartowała, razem ze mną zresztą. A teraz? Co stało się tak nagle? W końcu pomyślałem, że naprawdę musze być skończonym gnojem skoro zastanawiam się JA dlaczego jest taka nieszczęśliwa. Ale odrzuciłem to od siebie jak zawsze ostatnimi czasy. Zacząłem szukać jakiejkolwiek innej przyczyny niż ta prawdziwa, która spowodowała u niej tą nagłą zmianę. Wciąż rozpaczała. Mówiła, że czasami ma takie okresy. Może to właśnie jeden z nich? Ale i tak... Spróbowałem zwalić to na coś zupełnie innego.
- Dona... - zacząłem cicho. - Powiedz mi.. Przecież widzę, że oś się z tobą dzieje...
- Nie. - wtrąciła znów. - Nic się ze mną nie dzieje. Powiedz, co miałoby się dziać. - jej głos drżał, łamał się, czułem, że coś się święci... Zobaczyłem pierwsze pojedyncze łzy spływające po jej policzkach. Poczułem jak w gardle momentalnie urosła mi potężna gula, która na moment zupełnie mnie zatkała.
Chciałem coś powiedzieć, ale nie miałem pojęcia co. To była naprawdę koszmarna sytuacja. Jak było w miarę dobrze to było, a potem... Kiedy robiło się źle... było po prostu strasznie.
Zawahałem się nieco, ale po chwili w końcu zaciskając zęby uniosłem dłoń i otarłem jej pierwszą łzę. Zacisnęła usta i powieki Kiedy spuściłe swój wzrok zauważyłem, że także soje dłonie zacisnęła w pięści.
- Dona - zacząłem znów. - Martwię się, wygądasz...
- Jak wyglądam, no? - wydusiła. Cały czas uparcie robiła wszystko by tylko na mnie nie spojrzeć. Dodatkowo jej głos trząsł sie i łamał... Naprawdę zaczynałem się bać, choć sam nie wiedziałem czego.
- Jakby ci się świat zawalił. - powiedziałem wlepiając w nią oczy i błagając w myślach, by choć raz na mnie spojrzała. Nie chciała. Kiedy chwyciłem ją za rękę, lekko ściskając, odtrąciła mnie i natychmiast chciała wyjść. A przynajmniej tak pomyślałem, kiedy zerwała się z miejsca i poleciała w stronę drzwi.
- Dona...
- Przestań! - krzyknęła odwracając się ode mnie. Skuliła się w sobie ukrywając twarz w dłoniach. Serce mi pękło.
- Co się z tobą dzieje? - dopadłem do niej nie zwarzając na nic. Chwyciłem ją za ramiona i zmusiłem by na mnie spojrzała. W końcu. Ale w jej oczach widziałem tylko jedno. Beznadziejną, bezdenną rozpacz. Myślałem, że umrę od samego tego widoku, chciałem ją przytulić, ale od razu zaczęła ze mną walzyć.
- Co ci się stało, do cholery?! - teraz naprawdę się przeraziłem. Wyglądała jakby zaraz miała popaść w czysty obłęd.
- Zostaw mnie! - krzyknęła znów, ale nie miała chyba już siły ze mną walczyć, przycisnąłem ją do siebie.
- Powiedz mi co się dzieje! - wycedziłem przez zaciśnię te zęby. - Coś z młodym?! - sama myśl o tym mnie przeraziła.
- Nie. - usłyszałem dla odmiany jej cichy głos.
- Więc co? ON ci coś zrobił? - przypomniało mi się co mówił Mat, o tym po co tak naprawdę on pojechał w tą delegację. - Dowiedziałaś się cegoś?
Jej reakcja znów mnie przeraziła. Na moment znieruchomiała, a potem... Zaczęła się w głos śmiać. Jak wariatka co najmniej. Spojrzałem na nią przytrzymując ją za ramiona. Śmiała sie wciąż niemal kołysząc się na boki. Gdybym ją puścił, pewnie by się przewróciła. Łzy wiąż spływały jej po policzkach... Nie powiedziała mic, kompletnie, ani słowa. Tylko się śmiała. Aż w pewnej chwili jej śmiech przeszedł w cichy szloch. Całkiem hyba się poddała... Tak to wyglądało, bo oparła się na mnie i cała zwiotczała. Poczułem jak powoli się osuwa, mimo że ją trzymałem za ramiona, jej ciło stało się nagle takie ociężałe... Co najmniej jakby zemdlała. Po chwili zauważyłem, że chyba naprawdę...
Przestraszyłem się nie na żarty. Natychmiast wziąłem ją na ręce i położyłem na łózku. Nie wiedziałem co zrobić. Była blada, oddychała nierówno, jakby jej serce zaniemogło... Ta myśl sprawiła, że sam poczułem zawroty głowy. Co się stało, co ją doprowadziło do takiego stanu, do cholery?! Ale po kilku minutach, kiedy już nawet rozważałem wezwanie pogotowia, uspokoiła się i zaczęła oddychać normalnie, choć wciąz była blada i to bardzo. Gładziłem ją po policzkach i głowie, włosach wystraszony, nie chciałem odstępować jej na krok. Miałem nadzieję, że dowiem się co takiego wyprowadziło ją z równowagi, miałem nadzieję, że mi o tym powie. Na noc miałem zamiar zatrzymać ją u siebie.
Niedługo potem usłyszałem pukanie do drzwi. Idąc je otworzyć zerknąłem na zegar. Wskazywał godzinę dwudziestą trzecią... Nawet nie wiedziałem, że minęło juz tyle czasu. Za drzwiami stał Mat z nieciekawą miną. Martwił się o matkę, zapytał czy jest u mnie. Uśmiechnąłem się i to chyba musiało mu już wszystko powiedzieć. Wytłumaczyłem mu, że jego matka zasnęła u mnie i nie chciałem jej budzić. Zrozumiał bez zbędnych pytań. Przypomniałem mu tylko by zakluczył się na noc od środka na wszystkie zamki. Stałem na korytarzu dopóki tego nie zrobił. Dopiero wtedy schowałem się u siebie, zamknąłem i wróciłem do sypialni. Spała tak samo jak chwilę temu.
Westchnąłem siadając obok niej. Przyglądałem jej się przez chwilę, a potem położyłem się obok niej i przytuliłem. Westchnęła cicho. A ja starałem się nie pozwolić natrętnym myślom doprowadzić mnie do szaleństwa...